Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

4.05.2019

Od Mint „Nazywam się Mivana” - quest 2 z grupy ∥.


Szłam przed siebie rozluźniona, zupełnie nie spodziewając się nagłej zmiany mojego nastoju. Przymknęłam oczy, chowając się w cieniu przed wszechobecnym ciepłem. Lendo przysiadł na moim grzbiecie i coś cicho nucił w rytm moich powolnych kroków. W końcu zatrzymałam się i zwiesiłam głowę ku ziemi.
-Jaka... samotna kruszynka- usłyszałam za sobą. Dźwięk ludzkiego głosu zupełnie mnie zdezorientował, więc nie wiele myśląc, gwałtownie obróciłam się na zadzie. Ujrzałam niską kobietę o wyraźnych rysach sylwetki. Wyglądała na dość młodą, lecz mogła też równie dobrze być starsza. Niezbyt znałam się na ocenianiu wieku u ludzi. Obrzuciła mnie hipnotyzującym spojrzeniem szarych niczym delikatne tawuły, kiedy pada na nie cień. Miała grzywkę w kolorze dojrzałej wiśni, a reszta jej głowy była ogolona. Nie wyglądała na kogoś, kto na co dzień obcuje z końmi. Zarżałam rozpaczliwie, kiedy nagle gruby sznur, którym uprzednio rzuciła w moim kierunku, zacisnął się na mojej szyi. Białogłowa działała szybko, zanim zdążyłam logicznie nad czymś pomyśleć, więc byłam zdana na swój własny instynkt. Uniosłam przednie nogi ku górze i poczułam, jak się pocę i jaką rzeczywiście jestem bezsilną kruszynką w tej sytuacji. Jednak nie poddałam się. Ruszyłam przed siebie wyciągniętym galopem. Przebierając kończynami w błyskawicznym tempie, odwróciłam łeb, aby ujrzeć cóż takiego dzieje się za moimi tylnymi kopytami. Kobieta próbowała utrzymać sznur, jadąc po trawie na brzuchu. Miałam wrażenie, iż jej wyraz twarzy był definicją miny naprawdę strudzonego człowieka. Z satysfakcją wypisaną na pysku odskoczyłam, odrzucając niewiastę na bok. Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ usłyszałam za sobą strzał. Przyspieszyłam kroku, gdy nagle przede mną wyrósł wysoki brunet. Ludzie są bardziej nieprzewidywalni, niż dotychczas myślałam. Kiedy mijałam go, poczułam ukłucie w boku i palący ból paraliżujący moje ciało. Wbrew własnej woli upadłam niczym długa na ziemię. Próbowałam się podnieść i biec dalej jako wolna dusza po stepach Mongolii, lecz moje starania szły na darmo- a ruchy, które wykonywałam były coraz to powolniejsze. W końcu zaprzestałam jakichkolwiek prób ucieczki. Byłam w pułapce i nie miałam szans się z niej wydostać. To przykre uczucie, kiedy koń zdaje sobie z tego sprawę, lecz kto powiedział, iż zawsze w życiu będzie miło, kiedy nas tworzył. Mężczyzna podszedł do mojego boku i szybkim ruchem usunął dziwny patyk z mojego ciała, choć wciąż nie wiedziałam jakim cudem to coś wbiło się do mojej skóry. I chyba wolałam nie wiedzieć...

                                                    ~~*~~

Dałam się gdzieś doprowadzić na jakiejś linie, która oplatała mój pysk i wiodła aż do miejsca, w którym zaczynała się grzywa. Zwyczajnie nie miałam siły protestować. Ciągle przed moimi oczyma pojawiały się mroczki, a przez pierwsze parę minut wędrówki, pomimo zaprzestania biegu wciąż się bardzo pociłam, co było... w sumie dość przyjemne w ten upalny dzień. Teraz jednak na niebie zaczęły zbierać się ciemne, burzowe chmury, a przenikliwy wiatr syczał mi w uszach. Gdyby pogoda była klaczą, z pewnością miałaby bardzo zmienny charakter... Pewnie mało który ogier by z nią wytrzymał... Westchnęłam, spuszczając łeb. Ze mną już jeden się wykończył. Przynajmniej to mi zasugerował swoją wypowiedzią... Poczułam, jak gorycz przechodzi całe moje ciało od kopyt, aż do koniuszków uszu. Tak, pragnęłam miłości. Tak, pragnęłam wiernego przyjaciela. Tak, pragnęłam wiedzieć, iż ktoś mnie choćby uwielbia. A teraz nawet po Lendzie słuch zaginął. Świetnie się zapowiada. Zwłaszcza, iż parę najbliższych dni miałam spędzić u ludzi. Minęliśmy parę budynków wraz z brunetem będącym, jak już zresztą wspomniałam- na przodzie. Cały czas towarzyszyło mi uczucie, że czegoś się nawąchałam i to czegoś niezbyt dozwolonego. Nie czułam jednak tej cudownej euforii... Nie, to nie mogły być ziółka. W jakim celu miałabym je mieć podane? Prychnęłam zdegustowana, kiedy człowiek próbował mnie wprowadzić do jakiegoś ciasnego pomieszczenia. I nagle stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Odzyskałam energię i światłość umysłu. A czegóż mój mózg pragnął teraz najbardziej? Spieprzenia stąd najszybciej jak się da. Perspektywa udanej ucieczki wydawała się tak realna i kusząca... Wybiegłam z budynku co sił w nogach, przewracając mężczyznę. Zarżałam, przez chwilę czując smak zwycięstwa, lecz wciąż nie zwalniając kroku. Po chwili jednak zorientowałam się, że nie pamiętam, gdzie teraz trzeba było się udać w tym labiryncie dziwnych ścieżek. Ta chwila wystarczyła, abym znowu poczuła to dziwne ukłucie i paraliżujący ból przez parę sekund po nim. Byłam uwięziona. Nie tylko we własnym ciele, ale także wśród dwunożnych. Chyba musiałam to w końcu naprawdę pojąć. Niby cały czas gdzieś tam zdawałam sobie z tego sprawę, ale... Zresztą, zapewne i tak, zanim zdążę pomyśleć, znowu zrobię coś nieplanowanego. To uczucie, że mogę się zawieść na samej sobie — zresztą nie po raz pierwszy, a w dodatku w każdej chwili było dość dziwne i nietypowe. Choć jako tak popierdolony koń powinnam je czuć cały czas.

                                                       ~~*~~
Będąc tu parę dni, zdążyłam poznać kogoś jeszcze. Dziewczynę o włosach dość krótkich, ale spektakularnych. Wpadały w odcień blondu, lecz wyróżniały się także na nich brązowe pasemka. Miała uroczy, zadarty nos oraz pełne wdzięku delikatne usta. Cóż ją jeszcze wyróżniało? Z pewnością wyjątkowy styl bycia- wszędzie zabierała ze sobą notatnik i długopis, okazjonalnie coś tam bazgrząc. Dość młoda i ambitna. Jednak robiła również jakieś dziwniejsze rzeczy, które zwróciły moją uwagę. Malowała kurze jaja kolorowymi farbkami i ciągle coś czyściła. Próbowała także mnie dosiadać- za każdym razem z marnym skutkiem. Widziałam jednak w jej oczach nieopanowaną miłość, szczególnie gdy zwracała się do mnie "Mój konik". Zdążyłam już jednak do tego przywyknąć, choć wciąż te słowa pozostawiały dziwne uczucia u mnie. Dziś, kiedy jednak do mnie przyszła powiedziała coś, co wprawiło mnie w jeszcze większe zaskoczenie, gładząc mnie po chrapach.
-Nazwijmy Cię zatem ... Mivana- uśmiechnęła się.
-Czyżbym się przesłyszała?- pomyślałam, czując, jak moje serce rozrywa się na części, kiedy słyszę to imię. Mivana też miała duży udział w mojej zmianie. Choć kto powiedział czy dobry?
-Tak się cieszę, że Cię mam- po jej policzkach zaczęły płynąć łzy- Czuj zaszczyt bycia moim najlepszym prezentem urodzinowym-złożyła mi pocałunek w czoło. Zdezorientowana cofnęłam się. Nazwanie mnie prezentem kojarzyło mi się zbyt mocno z przeszłością, pomimo tego, iż nie miałam podstaw do takich skojarzeń. A może po prostu czułam się wtedy bardziej wyjątkowa- niczym pakunek od losu dany pewnym koniom, których nigdy nie zapomnę?
-Córeczko, chodź na śniadanie — usłyszałam głos, którego źródła nie widziałam jednak nigdzie.
-Już, już- odrzekła, niechętnie ode mnie odchodząc-Miłej Wielkanocy.
Czy to oznaczało, iż spędzę święta u ludzi? Uh, nie mogłam myśleć samymi negatywami. W końcu poznałam jeszcze kogoś, u kogo czuję się kochana. Czułam, że ta dziewczyna ma naprawdę dobre serce i że nie chcę go łamać. Jednak musiałam kiedyś wrócić do klanu...
                                                               ~~*~~
Następnego dnia Zuzanna- bo w końcu poznałam imię mojego jeźdźca, przyszła do mnie z opaską, na której były przyczepione zajęcze uszy. Niezbyt rozumiałam, po co to zrobiła, ale zanim zdążyłam się namyśleć, założyła mi ją na głowę. Machnęłam łbem średnio zadowolona i prychnęłam.
-Musisz ładnie wyglądać. Będziesz mi pomagać w szukaniu jajek. Jak będziesz grzeczna, to coś dostaniesz- poklepała mnie po szyi. Czyżby to był jakiś kolejny dziwny zwyczaj ludzi? Chyba nigdy nie zrozumiem dwunożnych. Obietnica, że coś dostanę, była jednak kusząca. Kiedy jednak wyprowadziła mnie na podwórze za pomocą czegoś, co nazywa się kantar, usłyszałam szept jej rodziców.
-Może pokryjemy ją jakimś ogierem? Będzie miała źrebaczki na sprzedaż...
- Myślisz, że Zuza nie będzie protestowała w ich wystawieniu? Za dobrze ją znam.
-Ona nie musi o niczym wiedzieć.
Te słowa sprawiły, iż całkiem się spięłam. Ludzie to jednak ludzie. Nie powinnam tu zostawać. Przyspieszyłam kroku, już tak bardzo nie wlekąc się za swoim jeźdźcem. Postanowiłam wybadać teren. Skoro będziemy, czegoś szukać to będzie to idealna okazja do tego.
                                                      ~~*~~
Po paru godzinach spędzonych z Zuzanną znalazłyśmy wszystkie jajka, lecz ja niczego ciekawego nie wypatrzyłam. Żadnego skrótu, ciekawej ścieżki. Musiałam po prostu uciec. Kiedy więc Zuza prowadziła mnie do stajni i upewniłam się, że w pobliżu nie ma nikogo z tymi dziwnymi strzałami, po prostu przewróciłam ją i pognałam na oślep przed siebie.
-Żegnaj- pomyślałam- Kiedyś ci się odwdzięczę za tyle dobroci..

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!

Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika