*przed pokonaniem renów*
-Jak
mogłabym je przegapić- zareagowałam sarkazmem na wypowiedź klaczy, lecz
puściłam się za nią wolnym galopem. Ona tylko prychnęła w odpowiedzi,
nie zatrzymując się. Pokręciłam łbem od niechcenia. Wiedziałam, że czeka
nas duża burza mózgów i ogromne zaangażowanie, nie miałam pojęcia czy
dam radę w miarę logicznie myśleć, tak zmęczona. Gdy dotarłyśmy na
miejsce, Khonkh uśmiechnął się i odchrząknął.
-Mamy już wszystkich.
*współcześnie*
Zauważyłam Yatgaar
stojącą na uboczu drogi. No nie mogę powiedzieć, że nie było u niej
widać siwych włosków. Tyle minęło od naszej ostatniej dyskusji. Nic
dziwnego, przecież już nie musiałam się z nią spotykać z powodu
obowiązków. Dumnie uniosłam łeb, po czym kiwnęłam nim, witając klacz i
powoli udałam się w jej kierunku. Czując, jak wiatr bawi się moją
grzywką, westchnęłam. Byłam coraz słabsza, zostało mi nie wiele życia.
Ona towarzyszyła mi przez jego większość. Wypadałoby przed marną
śmiercią wymienić z nią, choć parę słów. To dość zabawne. Czuję
obowiązek porozumiewania się z klaczą, z którą nigdy za specjalnie się
nie lubiłyśmy.
-Przybyłaś do mnie, ponieważ ...?- zapytała, uprzednio odwzajemniając mój gest powitalny.
'Nie powiem, że sentyment mnie tu przyprowadził. Jest to zbyt banalne, oklepane i zupełnie niepasujące mi do sytuacji. Lecz cóż innego mam powiedzieć?'
-Jak myślisz?- odpowiedziałam, sprytnie wykręcając się od tej 'właściwej' odpowiedzi.
<Ya? Przepraszam, że tak późno, bezwen>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!