~~po odejściu Miv po kłótni na słowa~~
Mivana skierowała się w odwrotnym kierunku, obrzucając mnie chłodnym niczym lód spojrzeniem. Ruszyłam przed siebie, zostawiając w białym puchu małe ślady kopyt. Moje myśli wciąż krążyły uparcie wokół ukochanego ogiera. Wróciłam duchowo do tego miłego popołudnia i pierwszego pocałunku z nim. Przypomniałam sobie swoje odczucia wtedy i znów niemal uniosłam się do gwiazd, by zaraz zdać sobie sprawę z szarej, nieprzyjemnej rzeczywistości. Otrząsnęłam się wściekła na siebie. Chciałam pomóc Shiregtowi, a nie popadać w jeszcze większą depresję porównując przeszłość z teraźniejszością. I to nie dlatego, że Mivana zaczepiła mnie TYM tekstem na odchodne. Gdyby na mnie nie wpadła, byłabym już bliżej do obmyślenia jakiegoś dobrego planu. Jestem przecież psychologiem... problem w tym, że on też. Mogę żenująco wypaść i jeszcze pogorszyć naszą relację, próbując go podnieść na duchu technikami stosowanymi w pracy. Nie dane byłoby mi jednak rozmyślać dalej, gdy jeleniowata klacz znowu wyszła mi na spotkanie, prowadząc obok siebie zakrwawionego ogiera. Gdyby nastolatek nie był Wichrem, zapewne bym ją zignorowała.
- Witaj, moja droga. To chyba twoje- podrzuciła mi pod nos przybranego syna, wyglądającego jak siedem nieszczęść, zachowując przy tym swój zarozumiały uśmiech.
Nie racząc jej ani jednym moim słowem, odsunęłam się z Wichrem na bok i zapytałam go, co się dokładnie wydarzyło.
-Nic wielkiego-odparł oszczędnie.
Dobrze znając jego upartość, wiedziałam, że nie piśnie ani słowa więcej. Szybko podbiegłam do najmłodszej członkini rodu Kataxo, powstrzymując się przed powiedzeniem jej „Co mu zrobiłaś?” i zmusiłam się do normalnej rozmowy.
-Co się właściwie stało?-zwróciłam się do Mivany, odrobinę zdenerwowana.
-A co się miało stać?-machnęła ogonem lekceważąco.
-Wicher nie wygląda najlepiej...-mruknęłam.
- Cóż, miał małą przygodę z wilkiem.
-Małą?-zapytałam, licząc, że może wyłuskam z niej więcej szczegółów.
-Niech on ci tłumaczy, w gruncie rzeczy, ja nic nie wiem-pokręciła łbem.
-On mi powiedział tyle co nic- powiedziałam trochę wymuszonym smutnym tonem.
-Usłyszałam go, kiedy się przechadzałam. Walczył z jakimś wychudzonym basiorem -wyglądała, jakby miała wzruszyć zaraz ramionami, których nie miała — Odegnałam go- dodała tonem, który mówił, jaka to oczywista jest jej reakcja. Przez chwilę chciałam zapytać, czy odegnała Wichra, czy wilka, lecz powstrzymałam się od takiej zaczepki.
-Cieszę się, że choć tyle zrobiłaś — westchnęłam, nie wiedząc co mam dokładnie sądzić o jej słowach.
-Wybacz, że nie zrobiłam coś z tymi ranami, nie znam się na tym-wyszczerzyła zęby w fałszywym uśmieszku.
-Dziw, że w ogóle znasz się na walce- prychnęłam zażenowana klimatem jej wypowiedzi. A już miałam wyrazić zrozumienie dla jej znikomych umiejętności medycznych. Swoim żenującym zachowaniem nie zasłużyła na żadną pozytywną reakcję z mojej strony.
-Ostatnim razem cię pokonałam- jej wzrok był pełen dezaprobaty do mnie.
- Zaraz po tym, jak ja ciebie-popatrzyłam na nią z politowaniem i zaczęłam odchodzić razem z Lendem, który właśnie zasiadł między moimi uszami i Wichrem. Kierowaliśmy się w stronę medyka.
-A ty wiesz coś o tym mały? - zagadnęłam go, kiedy trochę oddaliliśmy się od klaczy.
-Miałem okazję ich obserwować- miałam wrażenie, że się uśmiechnął- Nie mogę zaprzeczyć słowom Mivany.
-To o tyle dobrze- stwierdziłam, postanawiając zaufać ptakowi.
Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce i jeden z zielarzy pomagał Wichrowi, Hadvegar podszedł do mnie.
-Ktoś na ciebie czeka niedaleko — powiedział. Licząc na to, że jest to Shiregt, weszłam ochoczo do zagajnika, który pokazał mi medyk. Kiedy jednak zastałam tam jeleniowatą klacz, która wyszła mi na spotkanie, przewróciłam oczami i zapytałam.
-Co znowu?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!