Zauważyłem niepokojące zachowanie mojej partnerki, ale od razu odczytałem sygnały, które mi wysłała. To był jej plan. A jej plany miały to do siebie, że, choć bywały dość zaskakujące, o ile nawet nie niedorzeczne, to i tak zawsze działały. W końcu Yatgaar, po serii niepokojących objawów, osunęła się na ziemię. Kiedy nasi towarzysze zauważyli, co się stało, część z nich jedynie przystanęła, przyglądając się wszystkiemu z ciekawością. Kilku innych zaklęło cicho pod nosem. Kary ogier, który wcześniej z nami rozmawiał, zbliżył się do naszej trójki, Shiregt'a, Etsiina i mnie, pochylającymi się nad Yatgaar.
-Co tu się dzieje?-zapytał.
-Jak widać, moja partnerka źle się poczuła-odparłem.
-Jak bardzo źle?-spytał.
-A skąd mam wiedzieć? Niestety nie mogę jej zapytać, bo zemdlała. Ale skoro tak się stało, to sądzę, ze bardzo źle-powiedziałem. Aby pokazać, jak mocno przejąłem się losem swojej partnerki, jeszcze bardziej się nad nią pochyliłem.
-Musimy coś zrobić-powiedział szczerze zaniepokojony Shiregt.
-Na pewno nic jej nie jest i zaraz wstanie-powiedział kary ogier, pochylając się nad Yatgaar.
-Niestety nie można tego powiedzieć o tobie-odparłem, po czym szybko podniosłem się i zaatakowałem konia z góry. Dzięki temu udało mi się go przewrócić i jednocześnie odepchnąć na bok, aby nie upadł na moją partnerkę. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, doskoczyłem do niego i położyłem kopyto na jego szyi. Pozostałe konie były gotowe do ataku.
-Jeden ich krok, a zmiażdżę ci szyję razem z paroma ważnymi tętnicami-powiedziałem.
-Jeśli to zrobisz, to oni was zabiją-odparł ogier.
-Ale ty nie będziesz już żył-syknąłem. Koń nic nie odpowiedział. Zapadła chwila ciszy. Jego towarzysze czekali na jakiś rozkaz, podczas gdy Shiregt i Etsiin przenosili wzrok na zmianę z naszej dwójki na Yatgaar i na otaczające nas konie. Odczuwalne napięcie było wręcz nie do zniesienia. Ja mogłem w każdej chwili zabić tymczasowego przywódcę tej grupki, a oni mogli nas zaatakować. W każdej chwili mogliśmy przejąć realną kontrolę nad sytuacją, ale równie dobrze mogła się rozpętać krwawa walka. Trzynaście koni i nasza czwórka...moglibyśmy dać radę, ale lepiej byłoby nie ryzykować. Poza tym dzień był zbyt piękny, aby niszczyć go sobie widokiem krwi spływającej strugami po świeżo zielonej trawie. Myśl ta przywołała w mojej głowie wiele wspomnieć, ale odegnałem je wszystkie. Był czas na wspominki i był czas na działanie. A teraz zdecydowanie nie czas było na pierwszą z tych rzeczy. Schyliłem się i wyszeptałem do ogiera:
-I jak? Dobijemy targu? Czy jednak wolisz opuścić ten piękny świat tu i teraz?-spytałem.
-Zgoda. Więc mówcie, czego chcecie-powiedział koń.
-Jedną chwilkę-odparłem, po czym odwróciłem głowę. Jednak nie na tyle, aby całkowicie stracić z oczu swojego więźnia. W końcu w każdej chwili mógł spróbować się wyrwać.
-Yatgaar!-zawołałem. Teraz już nie musiała udawać. Powinniśmy skupić się na nowym planie. Moglibyśmy kazać się zaprowadzić do ich przywódcy, ale w tak nielicznej grupie byłoby to nierozsądne. Gdybyśmy zaś wszyscy poszli do naszych towarzyszy, również nie wykazalibyśmy się mądrością. Najlepiej byłoby wysłać kogoś po resztę. Jednak decyzja nie należy do mnie-pomyślałem. Przeniosłem wzrok na naszego syna, Shiregt'a, po czym znowu skupiłem się na karym ogierze.
<Yatgaar? Robimy dziką i krwawą jatkę, czy dalej ciągniemy dyplomację?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!