Był przyjemny, ciepły dzień. Bez żadnego skrępowania brykałam ze swoim kochaniem po polanie usłanej kolorowymi liśćmi. Nie przejmowaliśmy się niczym, śmiejąc się w głos. Upadliśmy na trawę i zaczęliśmy tarzać, ciesząc całokształtem życia. Myślami powróciłam do wczorajszego upojnego wieczora. Powoli odpływałam w stan całkowitej ekstazy, kiedy przez moją głowę przebiegła myśl, która od razu przywróciła mi jasność umysłu. Ej, tak się chyba... Robi dzieci, prawda? Zatrzymałam się w bezruchu, wpatrując w niebo. Co ja najlepszego zrobiłam...
Shiregt, najprawdopodobniej zaniepokojony moim zachowaniem, podniósł się i otrzepał z lepkiej roślinności Z lekkim opóźnieniem, zrobiłam to samo.
- O co chodzi, moja droga? Źle się czujesz? - jego oczy były ciepłe, wręcz zachęcały do rozwiązania języka zapewniając, że wszystko jakoś się ułoży.
- Czy my będziemy dobrymi rodzicami? - wypaliłam bez zbędnych ozdobników w postaci jąkania lub jakże wymownych ,,eh-ów" i ,,oh-ów".
- Mivana - uśmiechnął się do mnie, widocznie uspokojony, iż jednak mój problem leży w sferze psychicznej i jest stosunkowo łatwy do rozwiązania - Oczywiście. Dobrymi w byciu patologicznymi - prychnął, widząc mój karcący wzrok - Na pewno będziesz cudowną matką, a ja postaram się zapewnić naszemu źrebakowi wszystko, czego będzie potrzebował. Uwierz, że nie będzie mógł mieć lepszych warunków do rozwoju.
- Nie byłabym siebie taka pewna. Wiesz, jak wyglądała moja rodzina, ja... Obawiam się, że zepsuję mu najlepsze lata życia. Moi rodzice...
- Postaraj się nie zrobić tego, tak jak oni. Dobrze wiesz, co nie było odpowiednim posunięciem, wiedzę trzeba czerpać przede wszystkim z błędów innych. Nie zawsze wychowujemy tak, jak nas wychowano.
Opuściłam wzrok, skupiając go na strukturze żyłek flory rozkładającej się pod kopytami. Być może ma racje, ale wciąż czuję, że nie podołam temu. Ja miałabym wychować następcę tronu? Chyba zapoczątkowałabym erę terroru i mordu wszelkiego. Postanowiłam nie okazywać jednak swoich wątpliwości, więc kiedy podniosłam głowę, przybrałam spokojny, acz optymistyczny wyraz pyska.
- Dobrze, chyba muszę ci uwierzyć - szturchnęłam go w bok - Coś tak nagle skamieniał? Mamy pół świata do przejścia.
<Shi? Wciąż robię lekcje, więc nie mogłam tego bardziej rozwinąć. Pisz co chcesz, ja potem tylko dorzucę ten poród i wracamy do porządku dziennego>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!