-Nie rozumiem, po co w ogóle chcesz się z nimi wszystkimi zadawać? Inne konie są...denerwujące-powiedziałam. Wprost wyraziłam swoje zdanie, jak to miałam w zwyczaju. Virginia westchnęła ciężko.
-Jak ty nic nie rozumiesz!-zawołała.
-To spraw, żebym zrozumiała-odparłam.
-Ale tego nie da się tak łatwo "sprawić"-powiedziała moja siostra. Nalegałam jednak, aby wytłumaczyła mi, o co jej właściwie chodzi.
-O to, że trzeba też utrzymywać jakieś stosunki z innymi-powiedziała w końcu mocno zdenerwowanym tonem Virginia. Nienawidziłam kiedy się na mnie złościła, bo robiła to dość rzadko, a poza tym ja nie lubiłam być przez nikogo w jakikolwiek sposób karcona.
-Po co mi stosunki z innymi?-odparłam.
-Może kiedyś się przekonasz, ale wtedy już będzie za późno-odparła Virginia. Potem bez słowa odeszła, żeby zapewne spędzić trochę czasu z innymi źrebakami. Nie miałam nic przeciwko nim, tylko...zbyt często mnie denerwowali. Sama zauważyłam już, że łatwo się wkurzam i jednocześnie zawsze mówię wszystko wprost, co raczej nie było zbyt dobrym połączeniem... Trochę czasu spędziłam z matką, potem przyszedł Arrow i z nudów mu podokuczałam. Jak gdzieś zniknął (zapewne z Eriną, nie rozumiałam, co ona w nim widzi, że się z nim zadaje, ale widać oboje byli siebie warci), znowu zrobiło się niemożliwie nudno. Virginia wróciła dopiero wieczorem i to tak późno, że właściwie już musieliśmy iść spać.
~Następnego dnia~
Matka wysłała mnie i Virginię, żebyśmy nazbierały jakichś roślin. Jakiś czas temu matka zrobiła nam wykład o zielarstwie i chciała sprawdzić, jak wiele z niego pamiętamy. Moja siostra i ja odeszłyśmy trochę od klanu, po czym rozdzieliłyśmy się. Udało mi się trafić na jakąś łąkę, gdzie zaczęłam uważnie wypatrywać owych roślin, jednocześnie starając się przypomnieć sobie, jak właściwie wyglądały. Chciałam wypaść lepiej niż Virginia i pokazać jej, że nie zawsze ona ma rację i nie zawsze też ona musi być najlepsza. Tak się na tym punkcie zafiksowałam, że kiedy wypatrzyłam jedną z tych roślin, puściłam się biegiem w jej kierunku. Nie przewidziałam tylko tego, że jakiś koń postanowił odpocząć tam sobie i położyć się w wysokiej trawie. Nie zauważyłam go, a przez to potknęłam się o niego i przewróciłam, co zapewne nie było przyjemne ani dla mnie, ani dla niego. Zaskoczony koń zaczerpnął z sykiem powietrza, po czym podniósł się niemal w tym samym momencie co ja.
-Nic ci nie jest?-spytał.
-Nie, na szczęście nie. Dlaczego wpadłeś na pomysł, że odpoczynek w wysokiej trawie to dobra myśl?!-zapytałam lekko wkurzona. Koń najwyraźniej nie spodziewał się takiej reakcji i przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony.
-Dlaczego wpadłaś na pomysł, że bieganie gdzie popadnie, bez patrzenia pod nogi, to dobra myśl?-odparł w końcu. Tym razem to ja byłam zaskoczona, że wysilił się na jakąś błyskotliwszą odpowiedź, zamiast po prostu nakrzyczeć na mnie z oburzeniem, czego właściwie się spodziewałam.
-Ja już tak mam, że najpierw działam, potem myślę. A do tego działam szybko-odparłam pewnie.
-W takim razie może powinnaś trochę zwolnić?-zasugerował ogier.
-A kim ty jesteś, żeby mnie pouczać?-zapytałam. Zlustrowałam go wzrokiem, zresztą ogier nie pozostał mi w tej kwestii dłużny. Byłam pewna, że kojarzę go i że jest on członkiem klanu, ale nic ponad to nie wiedziałam.
<Cardinano? Dawka wkurzającej Risy xd>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!