Deszcz powoli zaczynał odpuszczać, jednak my nie zwolniliśmy ani odrobinkę - czy to z szoku, czy z chęci ucieczki i powrotu do domu, nikt nie potrafił stwierdzić. Moim ciałem kierował teraz jedynie instynkt przetrwania, wszystkie inne sprawy zostały gdzieś z tyłu głowy. Serce waliło mi jak szalone, miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Poprzez energię, dostarczoną przez adrenalinę, zaczynałam czuć zmęczenie. Kiedy zaczynałam już myśleć, że niebezpieczeństwo minęło, tuż obok nas błysnął piorun, trafiając w jakieś wysokie drzewo, które zajęło się ogniem, dzieląc się jego ciepłem z pobratymcami. Z jednego boku i z tyłu otoczyła nas ściana ognia, po prawej mieliśmy strome wzniesienie. Pozostało nam tylko pędzić ile sił w nogach przed siebie. Cwałując, zauważyłam średniej wielkości drzewo. Pożar sprawił, że w każdej chwili mogło się przewrócić, co też, z wielkim trzaskiem, uczyniło, kiedy byliśmy kilka kroków przed nim. Odskoczyłam w bok, z impetem wpychając nas oboje do jakowejś jamy. Usłyszałam trzask, ogromny szum, a potem wszystko spowiła ciemność. Wejście zablokował stos kamieni. Nie mogliśmy nic zrobić. Gdybyśmy próbowali przebiec pod drzewem, lub ominąć go w jakiś sposób... Wolałam nie myśleć, iż taki właśnie władca miał plan. A wychodząc wcześniej, z pewnością zostalibyśmy zgniecieni. Chociaż, z drugiej strony, takie opcje przypadły mi bardziej do gustu, niż śmierć głodowa, którą prawie z całkowitą pewnością sobie zgotowałam. Sobie oraz Shiregt'owi. Cóż za romantyczny koniec naszej dwójki.
- Przynajmniej tu jest sucho - mruknęłam, dodając po chwili - Musimy iść przed siebie, gdzieś może być wyjście.
Próbując wyczuć dokładnie, gdzie znajduje się ogier, podeszłam do niego. Również już wstał. Przeczucie podpowiadało mi, że musi być na mnie wściekły, znowu.
Gratulujemy Mivana, jesteś wspaniałym koniem. Jeśli kiedyś się mu spodobasz, to będzie prawdziwy cud!
Nie mogłam jednak myśleć w ten sposób. Teraz trzeba było się stąd wydostać.
- Musimy znaleźć wyjście - powiedział gniadosz, ruszając niepewnym krokiem przed siebie. Chciałam się zacząć dopytywać, czy wszystko z nim w porządku. Nie zrobiłam tego jednak. Czułam, że gdyby coś mu dolegało, nie szedłby teraz przed siebie, a zachowanie ciszy było najrozsądniejszym, co mogłam uczynić.
<Shi? Wybacz, naprawdę, ale nie mogłam nic lepszego wykoncypować ;-;>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!