Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

11.02.2018

Od Khonkha do Marabell "Niebezpieczeństwo ma wiele twarzy"

Po dotarciu do stada nie było czasu do stracenia. Mieliśmy teraz na głowie wojnę, ale to nie znaczyło, że inne niebezpieczeństwa przestawały się liczyć. Razem z Marabell ostrzegliśmy całe stado i wyznaczyliśmy kolejnych strażników, których zadaniem było wypatrywanie drapieżników.
- Szkoda, że nic więcej nie możemy zrobić- powiedziała klacz.
- Tak, ale nie moglibyśmy stąd odejść. Nie wiadomo, gdzie są te wilki, nie wiemy nawet, czy przebywają gdzieś w okolicy czy dalej. Poza tym jesteśmy w trakcie przygotowań do wojny, nie możemy tak teraz tego zostawić i uciec- odparłem.
- Rozumiem to przecież- odparła lekko obrażona Marabell.- Czy mam teraz do wykonania jakieś zadanie?- spytała po chwili.
- Cóż... chyba nie- odparłem.
- Świetnie. Pójdę zatem się przejść- powiedziała klacz.
- Tylko na siebie uważaj!- zawołałem za nią.
- Kto jak kto, ale ja akurat umiem o siebie zadbać!- odkrzyknęła, po czym przyspieszyła do galopu. Już po chwili zniknęła mi z oczu. Nie zamierzałem jej gonić, gdyż przeczuwałem, iż Marabell potrzebuje samotności, aby nieco ochłonąć. Zamiast tego zająłem się doglądaniem pracy innych, a po tym pomogłem w szkoleniu członków stada do walki. Kiedy skończyłem, spostrzegłem, że minęła już sporo czasu, odkąd widziałem Marabell. Dla pewności postanowiłem jej poszukać. W końcu jeśli poszła sama, ktoś lub coś mogło ją zaatakować. Zaatakować! Mamy na głowie problem z wilkami, które mogą czaić się gdzieś w pobliżu, a ja pozwoliłem jej iść samej na spacer!- skarciłem się w myślach za swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Oczywiście ja popełniłem ten sam błąd co klacz i również udałem się na jej poszukiwania w pojedynkę. Trochę mi to zajęło. Z każdą kolejną minutą moje zaniepokojenie rosło. W końcu przystanąłem na chwilę, by zastanowić się, gdzie powinienem prowadzić dalej poszukiwania. Wtem ciszę przeszył głośny krzyk. Bez zastanowienia rzuciłem się w stronę, z której pochodził. Dość szybko dotarłem w miejsce, z którego dochodził. Moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Marabell próbowała podnieść się z ziemi. Po czerwonych plamach na śniegu zorientowałem się, że krwawi. Naprzeciw niej znajdował się gotujący się do kolejnego skoku irbis. Zdziwiłem się jego obecnością. Byliśmy co prawda u podnóża góry, jednak te zwierzęta wolą zazwyczaj wyższe partie. Jednak rzut oka na kocisko wystarczył, by zrozumieć, skąd się tu wzięła. Pantera śnieżna była strasznie wychudzona. Głód i desperacja musiały ją zmusić do zejścia aż tutaj i zaatakowania pierwszej napotkanej ofiary, czyli Marabell. Bez zastanowienia rzuciłem się w stronę irbisa. Podniosłem przednie kopyta, jednak wystraszona pantera czmychnęła, nim zdołałem zadać jej pierwszy cios. Od razu podbiegłem to Marabell.
<Marabell? Wilki, wilki, a tu nagle pantera śnieżna! Ah, te nieoczekiwane zwroty akcji! XD>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!

Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika