*przepraszam,że wstawiam to tak późno nie miałam dostępu do komputera :)*
Dziwiła mnie żywotność ogiera. Wydawał się być wygadany i wesoły, co sprawiało pomimo lepszego samopoczucia ciężej było mi zabrać głos. Mimo wszystko próbowałam, bo zaczynałam mieć dość samej siebie. Uśmiechnęłam się do Amigo, gdy ten się zaśmiał i nawet postawiłam uszy, machnąwszy ogonem.
- Cóż... Staram się, ale jest mi ciężko. Urodziłam się tchórzem - wyznałam, spoglądając na bułanego zza białej grzywki. Nogi pomału przestawały mi się trząść, ale czerwone ślepia czerwienić będą się pewnie jeszcze jakiś czas. Ogier zdawał się jednak nie zwracać na to uwagi, więc wzięła z niego przykład. Niby tylko zły sen, niby każdej nocy wyglądał tak samo, a za każdym razem ranił tak, jakby przeżywała go na jawie, niestety.
Uśmiechając się delikatnie do towarzysza nie powiedziała nic więcej, a zamiast tego pochyliła się, by zacząć skubać trawę.
<Amigo?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!