Sowa po swoim ostatnim sygnale poderwała się z pobliskiej gałęzi i odleciała jako czarny kształt na tle ciemnego nieba. Spojrzałam prosto w trzewia lasu, spowite mrokiem i tajemnicą nie tylko za dnia. Wąska ścieżka znikała za zasłoną nocy kilka metrów przede mną. Odwróciłam jeszcze głowę do tyłu na stado, ale tu nic mu nie groziło. Zresztą, teraz właściwie niewiele o tym myślałam. Uniosłam kopyto i zrobiłam jeden krok naprzód.
- Mógłbym iść z tobą? - spytał wtem ogier, pojawiając się nieco z boku. Potrząsnęłam grzywą i odparłam:
- Tak, jeśli chcesz. - wkroczyłam na ubitą, trochę błotnistą drogę prowadzącą w głąb, do góry. Po obu jej stronach ciągnęły się linie z otoczaków przywleczonych tu przez wodę. Drzewa nadal wygrywały niewidzialną melodię, a wraz z nimi skrzypiała leśna ściółka, pisnęła co raz wiewiórka, nocne ptactwo śpiewało swoje piosenki. Wytężałam wszystkie swoje zmysły. Czułam przyjemny dreszcz strachu, rozchodzący się po ciele, i mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie potrafiłam określić, ile już czasu idziemy tym samym traktem, ale cieszyłam się chwilą. Mrok gęstniał, i zasłaniał się czasem mnóstwem gałęzi które trzeba było odgarniać lub się przed nimi uchylać. Serce biło mi szybko. Mój oddech zaczął zamieniać się w kłęby pary, chociaż w lesie było cieplej niż poza nim, zadrżałam z zimna. Kroczyliśmy dalej, kiedy usłyszałam dziwny, mrożący krew w żyłach dźwięk dzikiego zwierzęcia. Stanęłam jak wryta i natychmiast postanowiłam schować się za pobliskimi, wysokimi zaroślami. Stworzenie było zaskakująco blisko, bo wyraźnie je słyszałam. Edward również podszedł obok mnie, obserwując z niepokojem sytuację. Położyłam lekko uszy po sobie, i milczałam jak głaz, by nas nie zauważono. Wtedy przed nami wyłoniła się masywna sylwetka istoty, z potężnymi łapami zaopatrzonymi w pazury, małym pyskiem i okrągłymi uszami. Pełne nicości oczy spoglądały przed siebie. W brązowe futro wczepione były kłaki i liczne gałązki.
<Edward?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!