Utorowałam sobie drogę między tłumem otaczającym ogiera, leżącego na ziemi i z trudem łapiącego oddech. Kaszlał niemal nieustannie, zarzucając głową i machając ogonem.
- Odsuńcie się! Dajcie mu przestrzeń!-krzyknęłam rozkazującym głosem. Wyglądało na to, że Wiktor zakrztusił się czymś, więc podeszłam do niego z boku i schyliłam się, powtarzając by dalej próbował to odkaszlnąć, a ja przesuwałam nacisk od dołu do góry szyi. Wszyscy patrzyli na to z niepokojem. Na szczęście po kilkunastu sekundach napięcia ogier wypluł coś, co wyglądało na resztki czegoś.
- No dobra, wstawaj już.-ponagliłam go niecierpliwie, patrząc z niepokojem w niebo. Straciliśmy jak na obecną porę sporo czasu, a przed zmrokiem musimy coś znaleźć, jeśli nie chcemy narażać się na ataki drapieżników i chodzenie w mroku nocy.
- Nie masz za grosz wyczucia.-zauważyła zgryźliwie jedna z klaczy, która okazała się być Fretką. Posłałam w jej stronę stanowcze spojrzenie i odparłam spokojnie:
- Jeśli chcesz włóczyć się z drapieżnikami po nocy, nie ma sprawy. Ale ja nie zamierzam. Ech...Dobra.-powiedziałam łagodniejszym tonem, pomagając wstać koniowi z ziemi.-Idziemy dalej. Dojdziemy do północnego brzegu Eg i tam się zatrzymamy.-odtworzyłam już w wyobraźni piaszczystą, urywaną linię wzdłuż której rosły kępy krzaków i drzew dające cień i spokój. Uśmiechnęłam się do siebie, ale wróciłam myślami do Fretki. Zwolniłam i podeszłam niej:
- W tamtym momencie miałaś trochę racji. Postaram się naprawić te błędy, ale nie chciałam narażać stada. To się mogło skończyć gorzej.-dodałam. Prawie nikt nie wie, jaka jest praca przywódców. To, że w każdej chwili może was coś napaść, i to ty musisz zdecydować, czy walczycie, ponosząc rany, czy uciekacie, wyczerpując siły i narażacie na ostateczny koniec.
<Fretka? Takie sobie...bo już nie mam sił:(>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!