Ciepłe podmuchy wiatru zaczęły z lekka do mnie docierać. Przez moje lekko uchylone powieki przedzierało się światło. Nagle moim oczom ukazał się nieco rozmazany obraz konia, lecz z każdą sekundą jego ostrość pogłębiała się, aż w końcu mogłam bez problemu ujrzeć Vayolę. Usłyszałam jej cichy głos jakby przez mgłę. Zrozumiałam z niego tylko, że chce mi pomóc.
Chcąc się podnieść, napięłam mięśnie, ale mój wysiłek poszedł na marne, a przy okazji dał mi dużą falę bólu. Nie mogłam jednak, choć tego pragnęłam, po prostu zemdleć, stracić świadomość, nie czuć tego strasznego łupania w kościach. W moich oczach pojawiły się łzy, a ja instynktownie ryknęłam.
-G-gdzie jest Shiregt?
Obraz znowu rozmazał mi się przed oczami, ale to za sprawą potu ściekającego mi policzkach. Byłam niemałą falą wściekłości, którą dla własnego dobra należałoby jak najszybciej ugasić. Jednocześnie byłam bezsilna i ograniczona bezlitosnym bólem i nie wiele mogłam fizycznie zrobić komukolwiek. Pewnie nawet żabka, wymsknęłaby mi się bez szwanku. Nagle w głowie zaczął mi się układać krótka mądrość i stałam się spokojniejsza, jak to na mięte przystało.
Ból i klęska może nie zanikną, gdy znowu na niebie pośród bezkresnych, nigdzie się niespieszących obłoków, które dają świetny przykład niejednemu zagonionemu zwierzęciu, zagości złota kula. Kto jednak zabroni ci marzyć i troski zamieniać w nadzieję?
<Vayola? Biedna ty, nie wiesz co się dziejeXD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!