Cała wędrówka przebiegła dość sprawnie i pomyślnie. Lexus szła na tyłach stada, a wraz z nią Vayola i Khairtai. Miałem więc doskonały widok na nie. Klacz nie wyglądała najlepiej, ale oprócz tego nic nie zapowiadało niczego strasznego. Obie źrebaki co jakiś czas pokasływały, jednak ja starałem się wmówić sobie, że to zwykłe przeziębienie czy inna niegroźna choroba. Prawdę mówiąc, było to dość prawdopodobne. Lexus mogła zarazić klaczki lub one ją. Poza tym oba źrebaki są rodzeństwem, więc mogły się wzajemnie pozarażać. Kiedy klan przystanął na kolejny postój, wraz z Yatgaar i dziećmi udałem się na ubocze. Liczyłem na to, że skoro dziś nic złego się nie działa, moja partnera będzie spokojniejsza. I rzeczywiście przez chwilę rozmawialiśmy o jakiś nic nieznaczących rzeczach. Wtedy jednak usłyszeliśmy kaszel. Yatgaar natychmiast powędrowała wzrokiem ku jego źródłu, którym okazał się nasz syn Shiregt. Pod wpływem spojrzenia matki natychmiast przestał jednak kaszleć. Yatgaar przeniosła na mnie swój wzrok. Ja z kolei kątem oka widziałem jeszcze przez chwilę, jak Shiregt wpatruje się w nas, jakby czekał na jakąś karę albo moralizatorską mowę stulecia. Cóż, gdyby na mnie Yatgaar spojrzała w taki sposób, także uznałbym, że coś przeskrobałem. Po chwili jednak ogierek poszedł dalej bawić się z rodzeństwem. W końcu, kiedy nieco się oddalił, moja partnerka wypowiedziała na głos obawę, która zaczęła dręczyć i mnie.
-A co, jeśli Shiregt zachorował?-spytała.
-Nie możemy od razu zakładać najgorszego. Ściągnijmy medyka i posłuchajmy, co on powie-odparłem, starając się zachować spokój.
-Ale jeśli to jakaś nieznana choroba, to nic nie da!-zawołała klacz.
-Spokojnie, na pewno coś się da zrobić. Musi być na nią jakiś lek. Mamy do wyboru albo ogłosić, że go poszukujemy i osoba, która odkryje recepturę na niego, dostanie nagrodę i przejdzie do historii klanu. To by jednak mogło wzbudzić panikę. Moglibyśmy również poinformować tylko medyków i zielarzy, ale przez to inni członkowie nie wiedzieliby, że powinni na siebie uważać-rozważałem na głos wszystkie możliwości.
-Ale mnie to nie interesuje! Jestem zainteresowana jedynie tym, jak pomóc Shiregt'owi!-zawołała Yatgaar.-Choć przyznam, że sukcesem jest, iż w końcu nie zaprzeczasz istnieniu zarazy-dodała po chwili.
-Nigdy temu do końca nie zaprzeczałem. Po prostu nie chciałem wysnuwać pochopnych wniosków-odpowiedziałem.
-I gdyby nie choroba naszego syna, nadal byś ich nie wysnuł-odparła Yatgaar.
-To nie tak-odpowiedziałem.
-A jak?-spytała moja partnerka. Na chwilę zapanowała między nami cisza.
-Yatgaar... co my robimy?-spytałem, wzdychając.
-Masz rację, kłócimy się, kiedy należy zacząć jak najszybciej racjonalnie działać. Przepraszam-odparła klacz.
-Nie, to ja przepraszam. Od samego początku miałaś rację, a ja nie chciałem ci uwierzyć-powiedziałem.
-Zostań z Shiregt'em, a ja pójdę po medyka-powiedziałem. Klacz zawołała naszego syna, który po krótkiej chwili do niej przybiegł. Dość szybko udało mi się odszukać Awesome, która zgodziła się przebadać Shiregt'a. Kazała mu się kilka razy przebiec, zakasłać i zrobić kilka innych rzeczy.
-Myślę, że nic poważnego mu nie jest. Być może ma jakąś alergię, ale to nie jest raczej nic strasznego-powiedziała klacz. Podziękowaliśmy jej za pomoc i ją odesłaliśmy, a naszemu synowi pozwoliliśmy iść się dalej bawić. Jak tylko Yatgaar i ja zostaliśmy sami, od razu zaczęliśmy dyskutować.
-To jeszcze nic nie znaczy. W końcu to nieznana choroba, więc medycy mogą nie umieć jej odkryć, a tym bardziej wyleczyć-powiedziała klacz.
-Pozostaje nam więc obserwować Shiregt'a-dodałem.
-Tak.
-Nie uważasz w takim razie, że powinniśmy...ograniczyć trochę jego kontakty z rodzeństwem?-zapytałem po chwili dość niepewnie.
<Yatgaar? Shiregt niczym trędowaty, biedaczek XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!