Spojrzałem z namysłem w przyglądającą mi się parę kasztanowatych oczu, starając się wychwycić wszelkie intencje uzasadniające dociekliwość ich właścicielki. Postawiwszy to pytanie przed samym sobą, zasadniczo nie wiedziałem, dlaczego poruszyłem właśnie ten temat. Do czasu. gdy przypadkowo nie podsłuchałem rozmowy Relikty i Wiktora nie wiedziałem, że z kimkolwiek sąsiadujemy, kiedy ta wiedza przestała być mi obca, tajemniczy klan zainteresował mnie na tyle by zapytać o niego Calipso. Z jednej strony z jego istnienia mogą powstać zasadnicze korzyści dla obu stad - jeżeli uda nam się nawiązać sojusz, nasze wojska mogłoby się wzajemnie wspierać w przypadku ataków innych klanów. Z drugiej natomiast to oni mogą być ich sprawcami.
- Bez żadnego powodu - odparłem, zachowując przy tym miarodajną obojętność, przechylając przy tym lekko głowę. Odwróciłem się, przenosząc tym samym wzrok w miejsce, w które chwilę temu wpatrywała się Calipso. Na przeciwko nas rozprzestrzeniał się zapierający dech w piersi krajobraz. Wpatrując się w niego w otoczeniu ciszy, pomyślałem, że nigdy ie miałem wątpliwości co do tego, że Mongolia jest wyjątkową i piękną krainą. Uosobienie swego rodzaju nieposkromionej natury było tu widoczne w każdym miejscu, w które człowiek nie zdołał się jeszcze zapuścić. Wysokie, zielone trawy, rozłożyste drzewa, a nade wszystkim błękit niesplamiony ingerencją człowieka. Wszystko to tworzyło harmonię, jednak równie nietrwałą, jak domek z kart. Tego ranka miałem okazję przekonać się jak bardzo. Stojąc na granicy wolności i cywilizacji, ujrzałem dziś jak te dwa światy są od siebie różne, choć nie dzieli ich żadna bariera. Mimo, że moje życie nigdy nie było usłane różami, cieszę się, że mogłem urodzić się właśnie po tej stronie. Karta którą przeznaczenie wybrało dla mnie okazała się łaskawa.
- W najbliższym czasie - usłyszałem głos klaczy, który jednocześnie wyrwał mnie z zadumy. Na powrót zwróciłem pysk w jej stronę, słuchając co chce mi powiedzieć. Uważałem, że w czasie rozmowy kontakt wzrokowy jest bardzo ważny, jeżeli nie chce się urazić rozmówcy. Tym samym odczuwałem niechęć do osób, które uważały to za coś nieistotnego. - rozpoczniemy wędrówkę na drugi brzeg Rzeki Eg. Myślę, że to dobra pora by zmienić otoczenie - dodała, poprzedzając tym samym moje pytanie odnośnie celu podróży. Uśmiechnąłem się pod nosem, próbując wykrzesać z siebie iskrę pozytywnej energii, która uleciała za mnie tak, jak dym z ognia.
- To dobra wiadomość. Na pewno dla mnie. Nie lubię zostawać w jednym miejscu na długo - wyjaśniłem, ruszając przed siebie, słysząc przy tym, że Calipso idzie wraz ze mną. Spędziłem cztery długie lata na samotnej wędrówce w całkowitym odizolowaniu od wszystkiego co dotychczas znałem. Pokonałem tysiące kilometrów bez jakiegokolwiek celu. Ot tak dla własnego kaprysu skazałem się na niekończącą się podróż. Kiedy ktoś pyta mnie jak to jest tak wędrować odpowiadam, że to tak, jakby zaczynać wszystko od początku z czystą kartą. Świadomość, że w jakie miejsce nie zajdę i nikt mnie nie zna jest budująca. Przez ten czas nauczyłem się wielu, niekoniecznie właściwych rzeczy - opanowania, lecz obcesowości. Najważniejsze jednak pozostanie dostosowanie, którego osiągnięcie zawsze było na wyciągnięcie ręki. Musiałem nauczyć się żyć samodzielnie i szybko udało mi się to osiągnąć. - Myślisz, że mogę jakoś pomóc? W przygotowaniach do tej wędrówki - zapytałem, zauważając, że dołączamy do reszty stada.
[Calipso?]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!