Po obu stronach zapadło milczenie, wypełnione nieustannym szumem mas wody kłębiących się w rzece i mąconych przez ogony ryb. Krople ściekały na trawę z głuchym plaśnięciem, zaś chwilowo mocniejszy wiatr szarpnął długimi gałęziami wierzb. Ich ruchy przypominały dzwoneczki które miast dzwonić, szeleszczą delikatnie. Członkowie klanu za mną zaczęli coś cicho szeptać między sobą, podobnie jak obcy przed nami. Postawiłam uszy na sztorc, próbując wyłapać jakieś dźwięki. Ogier uczynił to samo, czujnie ich obserwując. W końcu postanowiłam wykonać pierwszy ruch; staniem się na pewno nie posuwa naprzód. Przesunęłam wzrok na przywódcę tamtego stada, karego fryzyjczyka, i spojrzałam mu prosto w oczy. Wyciągając szyję, ruszyłam w ich kierunku. Za mną szła reszta, jednak ostrożniej i wolniej, a ostatecznie stanęła, oprócz Edwarda. W tym samym czasie i tamci zbliżyli się. Mnie i obcego dzieliło już kilka metrów przestrzeni którą swobodnie, miękkim lotem przemierzał fioletowy, mały motylek w kierunku żółtego kwiatu. Oba stada trzymały się dość daleko. Mój generał był kilka kroków za mną.
- Witaj. - pozdrowiłam go tymi słowami, potrząsając grzywą.
- Witaj. - ogier odwzajemnił moje powitanie, kątem oka obserwując jedną ze swoich klaczy. Po chwili dodał: - Czy jesteście tymi, których zwą Klanem Ognistej Grzywy?
- Nasza tożsamość nie jest wierna pogłoskom i plotkom. To, co zwiemy różą, pod inną nazwą pachniałoby równie dobrze. - odparłam tajemniczo. Nie mogłam przecież zaufać nieznajomemu od razu. Na wolności, w sercu dzikiego miejsca, lepiej mieć się na baczności. Rozmówca prychnął z lekką wyższością, ale odpowiedział:
- Nazywam się Shere Khan. A to jest Klan Mroźnej Duszy, o którym zapewne również wiecie. - zakończył to definitywną kropką.
- Calipso. Dowodzę Klanem Ognistej Grzywy. - przedstawiłam się, nie chcąc tego przedłużać. - Właściwie, co was sprowadza na nasze tereny? - położyłam nieco nacisk na słowo ,,nasze", bo wiadomo, do czego dążymy wszyscy. Istnieją różne rodzaje kurtuazji i dobrego wychowania, dlatego trzeba mieć się na baczności.
- Trafiliśmy tu w trakcie naszej wędrówki. - odrzekł. Zapadła chwila ciszy. Zastanawiałam się nad tą propozycją. To zapewniłoby obojgu klanom bezpieczeństwo i uniemożliwiło ataki z obydwu stron.
- Jeśli nie mamy nic przeciwko, chciałabym zaproponować sojusz, jeśli nie będziemy naruszać granic swych terytoriów. Myślę, że zyskamy tym znacznie więcej. - uniosłam prawe kopyto.
<Shere Khan?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!