Gdzie jest Miriada...? - pomyślałam, patrząc przez chwilę prosto w wypełnione strachem i bólem, maskowanymi przez ulgę oczy. Przełykałam łzy z zaciśniętymi zębami, by nie dać po sobie poznać żalu i nie załamać klaczki jeszcze bardziej. Moja córka jest pewna siebie, radosna, piękna. Oni mi ją ukradli. - zaczął we mnie narastać płomienny gniew, palący wszystko na swojej drodze, wszystkie emocje. Renifery poznają cenę działania przez moje kopyta, właściwie ich nędznych, robaczywych żyć nigdy nie starczy, by wyrównać nasze rachunki, choćbym miała wybić wszystkie osobniki ich gatunku. Po burzy tym razem nie nadeszło słońce ani tęcza na niebie - miast tego wyprane z deszczu, lecz wciąż ponure chmury. Naturalny porządek rzeczy runął.
Uspokoiłam przyspieszony oddech. Sk**wysyny nie są jednak warte tego, żebym straciła panowanie nad sobą. Miriada tym razem nie uciekła przed dotykiem, jednak stała sztywno, niczym w oczekiwaniu na cios. Moja wyobraźnia podsuwała wszystkie najgorsze obrazy całego porwania, które tak diametralnie zmieniło moją córkę. Jeszcze raz spojrzałam na jej rany.
— Ale teraz pójdziemy do medyka. Ktoś musi to opatrzyć. - odezwałam się. Klacz znowu spuściła głowę, po czym pokiwała nią niemrawo. Rzuciłam ostatnie spojrzenie Khonkhowi.
— Zajmij się Shi i Dante'ym. Proszę. - szepnęłam.
Obserwowałam bacznie wszystkie ruchy Nick'a, wcierającego zioła w jeszcze nie do końca zasklepione rany i stosującego inne swoje zabiegi. Ogier z początku próbował jeszcze prowadzić jakąś rozmowę, jednak od pewnego czasu się nie odzywał, zorientowawszy się, że obie nie mamy na to ochoty. Wreszcie wraz z Miriadą mogłam odejść. Postanowiłam dać jej trochę spokoju. Skubałam niedaleko trawę, uważnie jednak obserwując córkę z paranoicznym wręcz przeczuciem, że gdybym spuściła ją z oka, zniknęłaby znowu jak leśny ognik. Klaczka również zabrała się bez przekonania do posiłku.
Wkrótce przybyli jej bracia, uprzedzenie chyba przez mojego partnera, bowiem po wymianie paru zdań z siostrą również odeszli.
— Już lepiej, prawda? - rzekłam cicho, by przerwać milczenie i dać jakiś znak, pokazać, że nie jest osamotniona. Uśmiechnęła się i skinęła lekko, przechodząc do innej kępy trawy.
~Kilka dni później~
Było lepiej. Ale nie dość ,,lepiej".
Uraz Miriady nie był elementem chwilowego szoku. A my, jako rodzina, wciąż nie potrafiliśmy domyślić się, dowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Przestałam już wierzyć, że córka sama nam to powie. Nie byliśmy w stanie jej pomóc, nie znając przyczyny. Nieraz sama patrząc na nią czułam ból. Równocześnie Khonkh czynił jakieś przygotowania w klanie, lecz nie starałam się wnikać w ich szczegóły. Mniejsza o to, jeżeli będą skuteczne.
Otworzyłam oczy wczesnym rankiem pod wpływem kłujących, pomarańczowych promieni przedzierających się przez przestrzenie między koronami drzew. Odwróciłam odruchowo łeb. Po mojej lewej stronie kilkanaście kroków dalej na kobiercu z opadłych liści leżała na brzuchu izabelowata klaczka, wpatrzona w przestrzeń. Zaczęłam powoli do niej podchodzić, nie skradając się, by mogła się w porę zorientować. Położyłam się obok niej. Słońce wędrowało w górę nieboskłonu w całkowitej ciszy na ziemi. Obudziła się we mnie iskierka nadziei. Postanowiłam jakoś zacząć rozmowę.
— Tak.
— Nie piękniejszy od ciebie... - zapadła pauza milczenia. Pysk Miriady nie wyrażał żadnych emocji. - Już niedługo oni za to zapłacą. Nie mają żadnych szans. - ciągnęłam ten dziwny monolog. - Tylko czy ty nam wybaczysz...? - głos prawie mi się załamał.
— Wybaczysz...? - powtórzyła klaczka z niedowierzaniem. - Ja...jesteście najlepszymi rodzicami na świecie. - rzekła szczerze. Przełknęłam ślinę.
— Chcę ci pomóc. Chcę, żebyś wiedziała. Zawsze będę przy tobie. Jasne? - córka westchnęła cicho, ale uśmiechnęła się przy tym. Najpiękniejszy widok, jaki mogłam sobie w tej chwili wyobrazić.
Wtem naszą uwagę przykuł śpiew jakiegoś nieznanego ptaka, melodyjny, płynny, to cichnący, to odbijający się echem po całym lesie. Zanuciłam pod nosem brzmienie, przymykając oczy. Nastolatka obok mnie powtórzyła melodię. Wkrótce nuciłyśmy ją wzajemnie, zatopione w tych dźwiękach.
<Khonkh? Robimy marsz wojenny czy marsz pokoju?XD U mnie zresztą z pisaniem nie lepiej...>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!