Przejęta szybko skoczyłam na nogi, zapominając o zranionej kończynie, jednak ta szybko dała o sobie przypomnieć nagłym przypływem kolejnej fali cierpienia. Rozejrzałam się dookoła, chcąc znaleźć źródło bolączki i dźwięku, a gdy je ujrzałam, zostałam niemal sparaliżowana przez strach.
Moje odnóże uwięzione było we wnyce, która wbijała się coraz głębiej w moje ciało przy każdym ruchu. To nie było jednak najgorsze. Stałam oko w oko z człowiekiem.
Był to postawny mężczyzna, na ramieniu miał zawieszony sznur, a on sam stał i wpatrywał się we mnie, będąc w równie wielkim szoku co ja.
Rozejrzałam się w panice — uwięziona i zraniona nie miałam szans mu uciec. Gdybym miała wolną nogę, może jakoś bym mu się wymknęła... W mojej głowie uformował się plan, który miał minimalne szanse powodzenia. Nic innego mi jednak nie wpadało do głowy, więc zdecydowałam się działać.
Udając spokój, poczekałam, aż dwunożny otrząśnie się z szoku. Tylko on w tej chwili mógł mnie uwolnić, a jeśli uzna, że jestem zbłąkanym koniem hodowlanym, może prędzej to zrobi. Pozostało tylko wierzyć, że jest niezbyt inteligentny.
Wkrótce uśmiech wpłynął na jego usta, a on powoli zaczął się do mnie zbliżać z wyciągniętą do przodu dłonią. Nie ruszałam się i wpatrywałam w niego, w razie, gdyby miał zamiar mnie ukatrupić. Kiedy jego ręka była tuż przed moim pyskiem, trąciłam ją delikatnie i zarżałam żałośnie, mając nadzieję, że to wzbudzi w nim współczucie. Przesunął dłonią po mojej sierść, a na szyję założył mi pętlę sznura. Złapał go i schylił się do pułapki, a ja spięłam mięśnie. Chwila...
Kiedy wnyka puściła, gwałtownie odskoczyłam. Mężczyzna, który nie spodziewał się tego po dotkliwie rannym koniu, od razu wypuścił linę z rąk. Zaciskając zęby, by powstrzymać jęk bólu, wzięłam zamach łbem i uderzyłam go w głowę z całej siły. Zaszumiało mi w uszach, ale akcja udała się — człowiek jak długi poległ na ziemi, zapewne nieprzytomny.
Wzięłam głęboki wdech i powolnym krokiem ruszyłam w stronę, z której nad drzewami prześwitywał fragment Gerel Uul. Przy każdym posunięciu czułam, jakby w moją kończynę wbijały się setki igieł i rozrywały ją na strzępy. Po czasie wydającym się wiecznością (gdzie musiało minąć kilka godzin, gdyż wstawał świt) zauważyłam końską sylwetkę. Nareszcie.
Zaliczone.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!