Obudziły mnie już pierwsze cieplejsze od otoczenia słoneczne promienie, które z łatwością prześlizgiwały się między nagimi, pokrytymi cienką warstwą śniegu i dodatkowo oszronionymi gałązkami koron drzew. Uporczywy, nieprzyjemny, mroźny wiatr torturujący mnie i inne konie w nocy stworzył jednak piękne zjawisko: długie kryształy szadzi ułożone w jednym kierunku, sprawiające, że wszystko zdawało się jeszcze bielsze. Wkrótce większość stada przeciągała się już, szmery rozmów stawały się coraz głośniejsze. Rozgrzałem się nieco częstym kłusem i chodzeniem w kółko podczas śniadania. Później natknąłem się na Mint.
Przywitaliśmy się przyjaźnie, a klacz postanowił wyciągnąć mnie na wspominki na temat dawnych czasów. Rozmowa była właściwie przyjemna do momentu, gdy zeszła na kwestie miłosne. Nie potrafiłem normalnie odpowiadać na choćby najprostsze pytania z tym związane. W każdym momencie pragnąłem oznajmić głośno, że miłości już nie ma, lecz w rezultacie milczałem tylko, słuchając pilnie słów towarzyszki. Dopóki ma z tego radość...nie będę jej psuć.
W końcu pożegnaliśmy się z powodu obowiązków związanych z naszymi rangami, a ja westchnąłem wręcz cicho z ulgą, mając teraz towarzystwo wyłącznie w postaci rodziny kręcącej się w pobliżu. Wreszcie jednak znudziło mi się bezczynne stanie w miejscu. Wyruszyłem, lecz tym razem miałem określony cel. Wybrałem najkrótszą trasę prowadzącą na stepy, ku otwartej przestrzeni. Zaczynałem mieć dość tego przeklętego lasu.
Całkiem szybko znalazłem się na upragnionym terenie. Długo rozkoszowałem się świeżym powietrzem, wiatrem w grzywie, zmrożoną ziemią o którą biłem kopytami; w pewnym momencie zauważyłem nadlatującego nisko drapieżnego ptaka. Obserwowałem go uważnie. Postanowiłem wykorzystać okazję. Zarżałem głośno i pogalopowałem za nim, starając się wyciągnąć maksymalną prędkość. Nieznajomy uznał to najwyraźniej za wyzwanie, bowiem zaskrzeczał irytująco i również wystrzelił do przodu. Serce obijało mi się o klatkę piersiową, mięśnie bolały, ale czułem, że żyję. Gonitwa trwała długo.
Kiedy wyprzedziłem drapieżnika, mój cel został wypełniony. Zatrzymałem się gwałtownie z uśmiechem na pysku. Ptak niezbyt zadowolony odleciał we wschodnim kierunku. Spuściłem głowę, parskając.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!