Ruszyłam do władcy, wcześniej wysyłając Avę na jakieś drzewo, obawiając się trochę reakcji innych członków stada, na moją pierzastą, szponiastą znajomą. Obok Khonkha stał jego następca, który chyba początkowo myślał, że idę do niego, jednak, kiedy zakręciłam kółko, zrozumiał, że mam sprawę do jego ojca i odszedł w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Witam - grzecznie przywitałam się, kiedy podeszłam bliżej.
- Witaj, Mivana. Jaką masz do mnie sprawę? - ogier kiwnął głową, zachęcając mnie do opowiedzenia, w jakim celu do niego przyszłam, wcześniej oddzielając go od syna.
- Cóż, chodzi mi o ozdoby z okazji Igrzysk Naadam. Chciałam się zapytać, czy mogę jakieś robić, a jeśli tak, to jakie, z czego i ewentualnie z kim, gdyż jeszcze nigdy tego nie robiłam, a obawiam się, że gdybym sama się za to zabrała bez instrukcji, mogło by to bardziej przypominać wypluwkę sowy, niż ozdobę na jakąś uroczystość - postanowiłam ubarwić moją prośbę jakimś optymistycznym akcentem, gdyż uważałam, że ten osobnik na to jak najbardziej zasługuje.
- Oczywiście, że możesz. Jest to nawet wskazane. Co do tego, jaką ozdobę masz zrobić. Chyba każdy koń miał swój oryginalny pomysł, każdy bardzo ciekawy i ładny, więc nie sądzę, żebyś to akurat TY, miała zrobić tę najgorszą - gniadosz uśmiechnął się ciepło.
- Może jakieś szczegóły? - uparcie chciałam zdobyć jakiekolwiek informacje.
- Możesz zebrać kilka gałęzi, trawy, poszukać pozostałości po ludziach. Wszystkiego, co można jakoś złączyć ze sobą. Przyda ci się także garść kreatywności. A teraz wybacz, mam jedną sprawę do załatwienia.
Skinieniem głowami pożegnałam się z władcą, pozostając sama w szczerym polu, bez jakichkolwiek wskazówek, na które ja bym nie wpadła.
CDN
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!