Jak to ktoś stwierdził - każdy początek to ciąg dalszy. Moje 'nowe' życie miało być tylko kontynuacją dotychczasowych dziejów. Wiele się zmieniło - już nie byłam córką władców i następczynią tronu - zostałam zwykłym koniem i na szacunek u innych musiałam dopiero zapracować. Jednak ta wersja wydawała mi się lepszą opcją, w końcu nikt nie miał traktować mnie lepiej ze względu na pochodzenie, które wtedy nie posiadało już żadnego znaczenia. W poprzednim stadzie straciłam tron, najlepszą partię, a życie jako jedynie (choć niektórym może się wydawać: aż) siostra rządzącego było gorsze niż może się wydawać. Wcześniej wszyscy przymilali mi się, bo w końcu dobrze jest mieć znajomości wśród ważnych osobistości, prawda? Kiedy jednak przestałam takową być, wszyscy jakby zupełnie zapomnieli o dawnym respekcie. Nowy początek był nową szansą, sama miałam uzyskać poważanie, a to nabyte nie jest tak wadliwe, w końcu musi mieć jakieś podstawy.
Rozmyślając o tym, co było i co może się stać, poznawałam nową okolicę. Zostałam zwiadowcą, i moje zadanie od teraz miało to właśnie przypominać. Wolałam znać jak najlepiej pobliskie bazy miejsce, bo gubienie się w niczym by mi nie pomogło. Śnieg pruszył delikatnie, błyszcząc w słabych promieniach południowego słońca. Co jakiś czas otrzepywałam się z białego puchu, gdyż ten niesamowicie szybko zbieał się na grzbiecie.
Po pewnym czasie wśród wszechobecnej pokrywy śnieżnej zauważyłam sylwetkę konia. Cóż, chyba czas nawiązać jakąś znajomość.
<Ktoś, coś?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!