Dzisiejszego ranka obudził mnie gwar. Kiedy zapytałam najbliższego konia, o co chodzi, odparł, że Khonkh zwołał zebranie klanu mające na celu sprawdzić naszą sprawność. W końcu udało mi się odnaleźć właściwe miejsce i stanąć w szeregu.
- Dobierzemy się zaraz drogą losowania w pięcioosobowe grupki. Wylosuję pięć numerków od jednego do dziesięciu, i na przykład jeśli wylosuję dwa, to druga osoba od lewej wychodzi, tak samo trzecia, piąta, ósma i siódma.
- Zakład, że wylosuje te same liczby? - szepnął stojący obok mnie koń.
Khonkh tymczasem wybierał już papierowe karteczki z niewielkiej miski. Kiedy przeczytał numery, jego wargi wygięły się w uśmiechu.
- Dwójka - rzekł. Niepocieszona Marabell niechętnie przesunęła się do przodu. - Trójka, piątka, siódemka, ósemka.
Kolejny ruszył się Bush Brave. Zaraz po nim kilka kroków postąpiła Yatgaar, mierząc go spojrzeniem. Następny koń nie okazywał niepokoju; był to przemiły, przystojny ogier imieniem Hadvegar. Wtem zorientowałam się, że wszyscy patrzą na mnie.
- Quinlan, prosimy, nikt cię nie zje, chociaż może wydawać się inaczej - zażartował Khonkh.
Zaczerwieniłam się i kłusem dołączyłam do grupy.
- Dobrze... Wszyscy się znają, nie? - zapytała Yatgaar, patrząc na nas badawczo. - Pytam, bo Quinlan i Hadvegar są nowi.
Pokiwaliśmy potakująco głowami. Nastąpiła chwila milczenia, w której Yatgaar mierzyła spojrzeniem Bush Brave’a, który odwdzięczał się tym samym, Marabell przewracała oczami, a ja stałam skonsternowana.
- Od czego zaczynamy? - przerwałam ciszę, rozglądając się z krzywym uśmiechem.
- Od rozgrzewki - odparła Yatgaar równocześnie z Bush Brave’m.
Nastąpiła kolejna wymiana spojrzeń, a Marabell nie zdołała powstrzymać chichotu.
- OK, idziemy gdzieś, czy... co? - spytałam niezręcznie.
<Yatgaar/Bush Brave? Marabell, masz mnie wielbić, bo zmieniłam zdanie i to nie jest do ciebie :*>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!