Kiedy już wszystko ładnie się zapowiadało, to niestety los tak chciał i i coś się stało. Mianowicie zapach kataklizmu w powietrzu się unosił, chociaż nikt go w nasze progi tutaj nie zaprosił. Pogoda jednak taka straszna być nie może, jednak zaczęło coś mięknąć, to nasze podłoże. Kopyta lekko w glebę zapadać się zaczynały, pod ciężarami naszymi, brudząc się poczynały. Coraz trudniej kłusować nam przychodziło i powietrze także się nieco schłodziło. Nagle do uszu delikatnych naszych, dźwięki okropne i hałaśliwe, to właśnie były te dźwięki, burzliwe. W lesie jakimś schronić się nam pozostało, żeby chociaż dzięki liściom na głowę tak nie padało. Może to nie jest miejsce najlepsze, jednak wyborów wiele nie mamy, to może jednak dar otrzymamy. Na pewno suszyć się będziemy musieli, przez godzin kilka, lecz lepsze to niż spotkać tu wilka. Na baczności jednak powinniśmy się trzymać, żebyśmy potem nie musieli przeklinać. W prawdzie woda nas dzisiaj nie minie, jednak tak to już jest w tej naszej krainie. Uśmiechnąłem się do klaczy, która pod drzewkiem z kwaśną miną stała, widocznie tak właśnie odpoczywać nie chciała. Ja także zmoczony cały byłem właśnie, a tu zaraz jak piorun nie trzaśnie... aż się obydwoje hałasu wystraszyliśmy, jednak po chwilce się już chachaliśmy.
– Synchronizacja. – odparłem towarzyszce mojej, uśmiechając się przy tym uroczo, aż ona sama wdzięczyła się ochoczo.
– W tym zamieszaniu wianuszek zgubiłaś, więc muszę uznać winę swoją. – łeb swój na znak przeprosin opuściłem, bowiem nie wiem jak do tego dopuściłem.
Czy mi wybaczy moja królewna w biel ubrana? Chociaż po tym deszczu, jest trochę ubabrana. Ja sam zresztą kolor mam podobny, to już nie jest biały, to jest ziemiopodobny!
<Quinlan?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!