Sytuacja wyglądała źle. Powiedziałbym nawet, że bardzo źle Musieliśmy jak najszybciej działać. Popatrzyłem na Valentię. Klacz rzuciła mi szybkie, przerażone spojrzenie i wróciła do uspokajania klaczek. Oboje byliśmy spanikowani i zupełnie nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Źrebięta na szczęście przestały już biegać i zbiły się w jedną kupkę pośrodku śmiertelnego kręgu ognia. Zacząłem okrążać to miejsce. Na początku chciałem przeskoczyć ogień, by dostać się do klaczek. Nic by to jednak nie dało, gdyż nie uratowalibyśmy ich w ten sposób. Przede wszystkim musieliśmy je stamtąd jakoś wydostać. W końcu zauważyłem, że w jednym miejscu ogień jest dużo mniejszy. Czym prędzej podbiegłem tam i zacząłem przysypywać płomień mokrą ziemią. Kiedy jeszcze nieco zmalał, próbowałem go zadeptać Widząc to, moja partnerka natychmiast rzuciła mi się na pomoc.
-Już dobrze, zaraz was stamtąd wydobędziemy. Z nami jesteście bezpieczne-powiedziałem, chcąc uspokoić klaczki.
-Nie bójcie się-dodała Valentia. Źrebaki były jednak tak przerażone, że nie dało się ich w żaden sposób uspokoić. Nie dziwiło mnie to z resztą. Deszcz niestety nie był w stanie zgasić ognia w pełni, ale niewątpliwie pomagał nam przy wcielaniu w życie naszego planu. Płomień faktycznie zaczął przygasać w tym jednym miejscu. Nagle niebo przecięła kolejna błyskawica, która na szczęście w nic nie trafiła. Smuga światła pojawiła się niczym spuszczona z nieba nić, mająca połączyć je w jakiś sposób z ziemią. Po chwili rozległ się głodny grzmot, chyba najatrakcyjniejszy, jaki do tej pory dane mi było słyszeć. Niestety błyskawica wywołała jeszcze większy strach wśród klaczek. Ponownie rozbiegły się w popłochu, a ja i Valentia musieliśmy je znowu uspokoić, aby nic im się nie stało. Na razie, ku naszej głębokiej i szczerej uciesze, były całe ale w każdej chwili mogło się to zmienić. W końcu klaczki ponownie zebrały się na środku.
-Tak trzymać! Z dala od ognia! Słuchajcie się nas, a wszystko będzie dobrze!-zawołałem chcąc dodać źrebiętom otuchy. Nagle ogień zmienił kierunek i zaczął się kierować do środka okręgu. Na szczęście robił to wolno. Mimo to klaczki ponownie się wystarczyły zwłaszcza Khairtai, która zaczęła się cofać w stronę przeciwnej ściany ognia, obserwując z przerażeniem w oczach to, co dzieje się wokół niej.
-Khairtai! Uważaj!-zawołała Valentia, próbując wraz ze mną jak najszybciej zgasić resztki ognia, aby klaczki mogły wydostać się z ognistego kręgu.
<Valentia? Jeśli są jakieś błędy, przepraszam, pisałam na telefonie>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!