Westchnęłam i nie patrząc mu w oczy milczałam, by nie dolewać oliwy do ognia. Po kilku minutach zastanowienia odezwał się:
- W takim razie, co musiałbym zrobić, by móc tu pozostać? - nadstawiłam uszu. Po chwili odparłam spokojnym głosem:
- Możesz dołączyć do nas. - zaproponowałam, grzebiąc kopytem w ziemi. Koń obejrzał się za siebie, a w końcu powiedział cicho, niemalże szeptem:
- Zgoda. - uśmiechnęłam się lekko, po czym wykonałam gest, by szedł za mną, i udałam się w kierunku obecnego miejsca pobytu stada. Postanowiłam pierwsza zadać pytanie:
- Jak się nazywasz?
- Donatello. - odrzekł z nutką dumy. - A ty?
- Calipso. - oddaliśmy się już trochę od rzeki, lecz nadal poruszaliśmy się w cieniu drzew, niebezpieczne blisko granicy między nim a prażącym słońcem na stepie. Znów zapadła cisza, dookoła niósł się tylko ptasi śpiew, ćwierkanie i gwizdy. Sylwetki członków klanu pojawiły się na horyzoncie.
- Właściwie, skąd pochodzisz? - spytałam z ciekawości, bowiem dręczyła mnie już ta monotonia i nuda wędrówki.
- Z południa. - wzruszył niby ramionami, gdy wkroczyliśmy między stado, zaniepokojone nowym przybyszem.
<Donatello? Wybacz, że takie chujowe, ale wena mnie tu nie słucha:(>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!