To wszystko, co widziałyśmy, było bardzo dziwne. Nigdy wcześniej nie miałam okazji zobaczyć czegoś takiego i, z tego co mi wiadomo, Khairtai także. Spojrzałam na nią z pytającym wyrazem twarzy. Po wyrazie jej pyszczka poznałam, że ona też nie ma pojęcia, co tu jest grane. Nagle ciszę przerwał cichy szelest. Po pary chwilach z zarośli wyszedł nieznany koń. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale i przestrachem.
-K-kim pan jest?-zapytałam. Koń omiótł nas szybkim i niechętnym spojrzeniem.
-Pytanie brzmi: kim wy jesteście? I co tutaj robicie?-odparł nieznajomy ogier.
-My jesteśmy...no...pochodzimy z klanu, który tu niedaleko jest-powiedziałam, starając się zdradzić jak najmniej informacji.
-Świetnie. Ale lepiej już sobie idźcie-odparł koń.
-Dlaczego? Tutaj jest tak super, nie mogłybyśmy zostać?-wtrąciła się Khairtai.
-Nie. To obozowisko ludzi, którzy niedługo pewnie powrócą-odparł koń. Słysząc te słowa, nieco się wystraszyłam. Słyszałam o tych istotach trochę od rodziców, ale nigdy nie spotkałam ich osobiście. To jednak nie znaczy, że chciałabym to zmienić.
-A czemu ty stąd nie uciekasz?-zapytała moja siostra. W odpowiedzi koń westchnął, po czym wyszedł z cienia w stronę ognia.
-Nie mogę-odparł. W tej samej chwili naszym oczom ukazał się sznur długości około metra, którym nieznajomy był przywiązany do drzewa.
-Potrzebujesz pomocy-powiedziała Khairtai. Uważałam tak samo jak ona, jednak wątpiłam, czy uda nam się pomóc temu nieznajomemu. I czy w ogóle powinnyśmy. W końcu ludzie niedługo mogli wrócić. Aby zaś ratować innych, trzeba najpierw zadbać o siebie-pomyślałam. Nie miałam pojęcia, skąd mi się to nawinęło. Kiedyś zrobiłabym wszystko, aby komuś pomóc.
-Nie dacie rady-odparł ogier. Jednak kiedy moja siostra coś sobie postanowi, zawsze tego dopnie.
-Poszukajmy czegoś ostrego-powiedziałam, widząc, że Khairtai nie da się odciągnąć od tego pomysłu. Zaczęłyśmy się rozglądać za czymś, co nadawałoby się, aby przeciąć sznur.
-Mam!-zawołała Khairtai, wyjmując coś ostrego z jednej z leżących na ziemi toreb.
-Nóż-powiedział koń, widząc znalezisko mojej siostry. W jego głosie wyczuć można było duże napięcie.-Szybko, pospieszcie się-dodał koń. Razem z Khairtai podeszłyśmy do nieznajomego, a wtedy on wyrwał mojej siostrze nóż. Od razu zaczął przecinać sznur. Po chwili był wolny. Spodziewałam się chociaż, że nam podziękuje czy coś. Zanim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, ciszę przerwały jakieś dziwne dźwięki, których nigdy wcześniej nie słyszałam.
-Ludzie-powiedział krótko koń, po czym rzucił się do ucieczki w przeciwną stronę.
-Hej, zaczekaj za nami!-zawołałam, ale ogier nawet nie zaszczycił nas spojrzeniem. Po chwili zniknął w zaroślach.
-Co teraz robimy?-spytała wystraszona Khairtai.
-Biegniemy jak najdalej stąd!-zawołałam i ruszyłyśmy biegiem przed siebie. Ludzkie głosy dochodziły do nas z coraz bliższej odległości. Nie miałyśmy nawet czym się bronić, bo tamten koń zabrał ze sobą nóż, a na szukanie czegoś innego nie było czasu. Biegłyśmy na oślep, byle jak najdalej od tamtego miejsca. W pewnym momencie potknęłam się. Spanikowałam jeszcze bardziej, bo ludzie byli już naprawdę blisko. Khairtai zauważyła, że mnie przy niej nie ma. Zatrzymała się i wróciła po mnie. Wstałam i już chciałam biec, ale właśnie wtedy jakiś sznur zacisnął się na mojej szyi. Po chwili zobaczyłam, że taki sami spętał też i moją siostrę. Obie zaczęłyśmy się wściekle wyrywać, ale nie za wiele to dało. Jeszcze bardziej denerwowałam się tym, co mówili, bo nic a nic nie rozumiałam. Ludzki język brzmiał dla mnie jak niezrozumiały słowotok. Nagle przez cały ten hałas przedarł się niezwykle wyraźny, ludzki głos, który, o dziwo, zrozumiałam.
-Tylko nic im nie zróbcie. Wy dwoje, zabrać je. Może okażą się coś warte. A wy natychmiast macie odnaleźć Chase'a albo was pozabijam!-zawołał jakiś człowiek. Nie miałam pojęcia, do kogo mówił, ale poczułam, że jestem ciągnięta z powrotem w stronę ludzkiego obozowiska.
<Khairtai? To się narobiło XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!