Na temat domniemanej choroby nic nie wiedzieliśmy, ale lepiej było dmuchać na zimne. Nie powinna więc dziwić, że postanowiliśmy zawrócić i pójść w zupełnie innym kierunku niż dotychczas. Mongolia jest długa i szeroko, więc nawet jeśli faktycznie na terenach, gdzie obecnie przebywaliśmy, coś było nie tak, to natychmiastowo zmiana miejsca powinna była temu jakoś zaradzić. Niewiele później wyruszyliśmy więc w drogę w kierunku Gerel uul. Yatgaar szła przodem, a wraz z nią trójka naszych pociech. Mimo że ja znajdowałem się na końcu stada, nawet z tej odległości widziałem jak zwykle pełnego energii i biegającego wszędzie Dantego. Shiregt i Miriada zapewne trzymali się bliżej matki. Wtem do moich uszu dobiegł cichy kaszel, który jednak p chwili zaczął brzmieć, jakby ktoś się dusił. Odwróciłem głowę i spostrzegłem, że źródłem tego dźwięku jest Lexus.
-Hej, wszystko dobrze?-spytałem. W tej samej chwili klacz spojrzała na mnie, a moment później leżała już na ziemi, straciwszy przytomność. Od razu zrobiło się lekkie zamieszanie, na szczęście jednak nieopodal znajdował się Hadvegar, który od razu zaczął cucić klacz. Po kilku minutach odzyskała ona przytomność. Medyk stwierdził, że to skutek przemęczenia, ale na wszelki wypadek kazał się jej jeszcze raz do niego zgłosić podczas postoju klanu. Przypatrywałem się całej tej scenie, aż w pewnym momencie przeniosłem wzrok na Yatgaar, która stała nieco dalej i po drugiej stronie tej dwójki. W jej uważnym i skupionym spojrzeniu ujrzałem odrobinę przestrachu. Kiedy Lexus poczuła się już lepiej, ruszyliśmy dalej. Zwolniliśmy jednak nieco, ale klacz i tak wolała trzymać się na tyłach, więc, siłą rzeczy, byłem skazany na jej gadatliwe towarzystwo. Wędrowaliśmy jeszcze pół dnia, aż w końcu zatrzymaliśmy się na postój. Zauważyłem, że Yatgaar zbliża się do mnie wraz z naszymi dziećmi. Cieszyła mnie wizja wypoczynku z rodziną, ale po minie swojej partnerki poznałem, że coś ją trapiło.
-Coś się stało?-zapytałem od razu, mocno przejęty.
-Właściwie to tak, chociaż możesz uznać, że jestem przewrażliwiona, kiedy opowiem ci, o co chodzi-odparła po chwili klacz, ważąc słowa.
-Daj spokój, wiesz przecież, jak ważne jest dla mnie twoje zdanie-powiedziałem. W tej samej chwili podeszły do nas córki Kirka i Valentii, Vayola oraz Khairtai. Klaczki przywitały się, po czym spytały:
-Czy mogłybyśmy pobawić się z Shiregt'em, Miriadą i Dante?-zapytała Vayola, podczas gdy Khairai zaczęła lekko kaszleć, ale zaraz przestała. Wtedy jednak druga z sióstr zaczęła pokasływać. Już chciałem się zgodzić, kiedy uprzedziła mnie Yatgaar:
-Nie!-zawołała dość gwałtownie. Dzieci spojrzały na nią ze zdziwieniem, ale i lekkim przestrachem.
-Ale...?-zaczął Dante.
-Nie i koniec. Nie pozwalam wam-powiedziała moja partnerka, już znacznie bardziej spokojnym i opanowanym tonem.
-Ale dlaczego?-zapytał Shiregt.
-Później wam wyjaśnię-odparła klacz.
-I mi też. Dlaczego nie mogą iść się z nimi pobawić?-stanąłem w obronie naszych dzieci.
-Ponieważ im nie pozwalam i mam swoje powody. A ty sam przed chwilą mówiłeś, że moje zdanie jest dla ciebie ważne- odparła Yatgaar.
-Bo jest, ale nadal nie rozumiem twoich motywów-odparłem.
-To my już może lepiej pójdziemy-odezwała się Vayola, po czym obie klaczki pożegnały się i odeszły. Nasze dzieci były widocznie niezadowolone z tego faktu.
-Zrobiliśmy coś nie tak? Dante, przyznaj się, co znowu zmalowałeś?-powiedział Shiregt, najpierw patrząc na matkę, potem na brata.
-Ja? Nic. Czemu to ja miałbym coś złego zrobić?-odparł nasz drugi syn.
-Bo ty zawsze coś wykombinujesz!
-Odezwał się ten, który swoim genialnym pomysłem wycieczki do ludzkiej chatki o mało co nas wszystkich nie zabił!-odgryzł mu się Dante.
-Odwołaj to-powiedział Shiregt, mierząc brata surowym spojrzeniem.
-Chłopcy, uspokójcie się. Idźcie się pobawić, musimy z tatą coś omówić-wtrąciła się Yatgaar. Zdziwiłem się, bo zwykle oboje o wiele bardziej przejmowaliśmy się takimi sytuacjami.
-Ale przecież przed chwilą nie kazałaś nam się bawić-odparła Miriada.
-To prawda, ale... Po prostu bawcie się niedaleko nas i nigdzie nie odchodźcie-powiedziała moja partnerka. Dzieci po chwili oddaliły się od nas na odległość kilku metrów.
-Możesz mi w końcu powiedzieć, co tu się dzieje?-spytałem, lekko już zdenerwowany.
-Mam pewne obawy-odparła Yatgaar i spojrzała na mnie wzrokiem, który jasno mówił, że to poważna sprawa.
-Jakie?-spytałem, będąc ciekaw odpowiedzi. Jednocześnie jednak wiedziałem, że byle błahostką Yatgaar by się tak nie przejęła i martwiłem się, o co może jej chodzić.
<Yatgaar? Napisałam to opko na swoim blogu i chciałam już publikować, ale zobaczyłam, że coś jest nie tak, bo etykiety mi się nie zgadzały XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!