Nadzieja na nowe życie... Nadzieja na lepsze życie. Uśmiechnęłam się. Tyle możliwości przyszło do mnie samych po adopcji. Ruszyłam ochoczo przed siebie. Nagle wyprostowałam się. Muszę naśladować U'schię. Spośród krótkich doświadczeń, jakie z nią miałam, wywnioskowałam, że zdobyła duży szacunek i sławę. Nagle zobaczyłam więcej koników, którzy byli moimi rówieśnikami. Popatrzyłam pytająco na arabkę. Gdy ona pokiwała głową, pocwałowałam do nich, przy okazji przewracając się na trawę. Kichnęłam zdezorientowana, po czym poniosłam się na nogi.
-Witam — powiedziałam uroczyście. Źrebaki popatrzyły na mnie dziwnie. Chyba powinnam powiedzieć „hej” czy coś w tym stylu. Cóż byłam nauczona nadmiernego szacunku.
-H-hej- odparły chórem.
- Czyją jesteś córką?- zapytał jeden z nich. Bolesne wspomnienia uderzyły we mnie boleśnie. Mimo to opowiedziałam o mamie i tacie. Pojawiły się też inne pytania.
Jak masz na imię?
Skąd pochodzisz?
W co chcesz się bawić?
Odpowiadałam cierpliwie na wszystkie. Na ostatnie pisnęłam.
-W berka!
Dotknęłam pyskiem gniadego konika z nieco jaśniejszymi kończynami.
-Gonisz!- rzuciłam mu uśmiech- Trochę się o tobie dowiedziałam... Będziesz przyszłym władcą, więc mam dla ciebie zadanie — złapanie nas to nie lada wyzwanie.
Starałam się naśladować sposób mówienia U'schii. Wydawał mi się najlepszy, ale przy tym czasami zanudzała, więc jednocześnie starałam się być po prostu sobą. Po jakimś czasie stwierdziłam, że to nie ma sensu i przekazywałam po prostu 100% siebie. Nawet się nie zmieniłam. Może to był po prostu mój charakter? Nie, żebym narzekała, niezły jest.
<Shi?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!