-No dobrze, dobrze- mruknęła, ale po tej czynności cicho zaśmiała się- Możesz być pewny, że będzie miał zapewnioną dobrą opiekę- zapewniła ostatni raz gniadego ogiera, który wyjaśnił mi przed paroma chwilami, jaką zajmuje rangę- Do zobaczenia Shiregt!
-Do zobaczenia...- odpowiedział, po czym odwracając się, ruszył w zupełnie odwrotnym kierunku do nas. Rozejrzałem się niepewnie. Niezbyt wiedziałem, jak to się stało, że... moje życie tak bez zapowiedzi... eh. Gnało po prostu jak głupie. Po tym, jak zdecydowałem się zaufać klaczy, zacząłem dorastać i choć podobno zmiany w moim wyglądzie były niewielkie, to czułem, że moja psychika i charakter są teraz jakby trochę odmiennie i nie pasują do mnie we wcześniejszej postaci. Był wczesny świt, kiedy otworzyłem oczy, zupełnie niegotowy na naukę z rozwydrzonymi młodzikami parę metrów dalej. Westchnąłem. Spoglądając na słońce, mogłem śmiało stwierdzić, że zostało mi przynajmniej parę godzin do rozpoczęcia lekcji. Zostawiłem samą Mivanę i bez wcześniejszej zapowiedzi udałem się na samotną wędrówkę do lasu.
<Miv? Wybacz, że tak krótko, ale następnym razem opowiadanie nie będzie pozostawiało takiego niedosytu. A akcja... no cóż się rozkręca :D>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!