Wędrowaliśmy długo, nie zatrzymywaliśmy się, po prostu ciągle
kłusowaliśmy w kierunku szczytu Munku - Sardyk. Zaczynało brakować nam
sił, bo w końcu taka długa wędrówka przez wyżynne tereny nie należy do
najłatwiejszych. Nasz przywódca - Calipso zadecydował abyśmy odpoczęli.
Pobiegłam prędko ścieżką, gdzie znalazłam mały zbiornik wodny oraz kępki
trawy - cóż lepsze to niż nic. Wróciłam z powrotem do stada i poszliśmy
dalej. Nagle zaczęłam zauważać, że kogoś brakuje. Postanowiłam szybko
zawrócić w miejsce gdzie zrobiliśmy postój. Jakaś klacz wołała o
pomoc, bowiem jej kopyto ugrzęzło w kolczastych krzakach. Czym prędzej
zaczęłam przegryzać krzaki, przy czym nieźle się pokaleczyłam. Nie znałam
zbytnio tej klaczy, pomimo to, że klan nie należy do największych.
- Dziękuję za uwolnienie! Ale... jesteś ranna... - powiedziała troskliwie
- Dzięki za troskę, ale nic mi nie będzie, ważne, że jesteś cała! Właściwie nie kojarzę cię...Jak się nazywasz?
<Ktoś? Jakaś klacz ale to chyba logiczne cnie XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!