Mimo że bardzo chciałam nie przejmować się problemami innych, gdyż obecnie miałam już dość własnych, słowa ogiera sprawiły, że pragnęłam go pocieszyć. Odys jednak zgrabnie zmienił temat, co było jasnym znakiem, że nie chce już po prostu rozmawiać o swoich zmartwieniach.
-Bardzo dobrze-odpowiedziałam oklepanym zlepkiem słów, gdyż nie chciałam za bardzo wdawać się w szczegóły. Na chwilę zapanowała między nami cisza.
-Wiesz, jeśli cię to pocieszy, to jestem pewna, że pod twoją opieką rządzącej nami parze i ich dzieciom nic nie grozi-odezwałam się w końcu. Odys spojrzał na mnie, nie kryjąc zdziwienia.
-Skąd tata pewność?-zapytał.
-Widać po tobie, że bardzo poważnie traktujesz swoje zadanie i przykładasz do niego wielką uwagę-wyjaśniłam.
-Staram się po prostu wywiązywać ze swoich obowiązków. Każdy ma coś do zrobienia. Ty jesteś czujką i strzeżesz klanu, guru nami rządzi i dba o nasze bezpieczeństwo, a ja strzegę guru-odparł ogier.
-Dokładnie. A nasz klan istnieje właśnie dzięki współpracy wszystkich jego członków-powiedziałam, uśmiechając się lekko. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym pożegnaliśmy się. Ja udałam się na spoczynek. Sądziłam, że tak samo uczynił Odys, ale nie mogłam być tego pewna. Bez problemu przespałam całą noc i rano obudziłam się niezwykle wyspana. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość spokojnie, gdyż władca oznajmił, że zostaniemy w obecnym miejscu postoju jeszcze kilka dni. Bez pośpiechu więc napełniłam swój brzuch tym, co pozostało po soczyście zielonej, letniej trawie. Miałam spokój do popołudnia, kiedy to powinnam zmienić Genardene na posterunku. Oddaliłam się od stada, ubolewając nad tym, że w okolicy nie ma niemal żadnych lasów. Miałam ochotę na chwilę samotności, a właśnie w skupisku drzew, otoczonych gęstymi zaroślami, jest o nią najłatwiej. W końcu przystanęłam nad chwilę nad stawem, a raczej czymś przypominającym wielką kałużę. Schyliłam się i napiłam trochę wody, a potem zupełnie odleciałam w świat planów i myśli. Dopiero po jakimś czasie wróciłam na ziemię, słysząc odgłosy jasno sugerujące, że ktoś się tutaj zbliża. Po chwili pojawił się przede mną koń, którego pysk był mi znany. Wysiliłam szare komórki i przypomniałam sobie jego imię. Spear.
-Vayola! A co ty tutaj robisz?-spytał jak tylko mnie zobaczył. On najwidoczniej nie miał problemów z przypomnieniem sobie mojego imienia.
-Medytuję-odparłam z sarkazmem, którego ogier najwyraźniej nie wyłapał.
-Aa, to nie przeszkadzam ci?-spytał po chwili wahania. Już chciałam mu powiedzieć, że tak i ma stąd odejść, ale powstrzymałam się.
-Nie, ani trochę. Powiedz, Spear, jak podoba ci się w klanie?-zmieniłam temat.
-Bardzo! Jest o niebo lepiej niż w moim poprzednim stadzie! Wygnali mnie z niego, bo uznali za kogoś nadpobudliwego-odparł ogier.
-A tutaj traktują cię lepiej?-zapytałam.
-Tak, bo się pilnuję i staram się nie zachowywać tak wybuchowo, jak w poprzednim stadzie-wyjaśnił Spear.
-A nie wolałbyś należeć do klanu, który akceptowałby cię takim, jakim jesteś?-zapytałam.
-Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi...-odparł koń.
-Wystarczy, że chwilę pomyślisz, i wtedy zrozumiesz. Ja na przykład, na twoim miejscu, znalazłabym stado, w którym nie musiałabym ukrywać swojego prawdziwego "ja"-powiedziałam.
-Nie jestem pewien...-zaczął ogier. Do moich uszu dotarły jednak ciche szelesty. Ktoś znowu się zbliżał.
-Przemyśl to-powiedziałam do ogiera, po czym odwróciłam się i postanowiłam wyjść naprzeciw zbliżającemu się koniowi.
-Witaj, Vayola-powiedział Odys, widząc mnie.
-Witaj-odparłam z uśmiechem.-Zdecydowałeś się zrobić sobie wolne?-dodałam po chwili. Zaraz jednam zmartwiłam się, czy nie zabrzmiało to zbyt złośliwie. Ogier jednak, na szczęście, nie odebrał tak tego.
-Guru sam kazał mi trochę odpocząć, przejść się albo cokolwiek. Więc zdecydowałem się na spacer. Może zechcesz mi towarzyszyć?-zapytał Odys.
-Z chęcią-odparłam po chwili namysłu, gdyż i tak nie miałam teraz nic do zrobienia.-Zawsze lepiej spacerować z kimś, niż samemu-dodałam.
<Odys? Wybacz, że musiałeś czekać>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!