Od dawna nie spotkałam się z Shiregtem sam na sam. Jedyne rozmowy, które z nim prowadziłam, ograniczały się do paru zdań podczas krążenia po okolicy wraz z całą naszą grupą. Nie podobał mi się taki układ. Kiedy porozmawiałam z matką na temat uczuć, dotarło do mnie, że to, co czułam do następcy tronu, wcale nie było czystą przyjaźnią. Musiałam sama przed sobą przyznać, że się w nim zadurzyłam. Myślałam wtedy, że będę spędzać z nim więcej czasu, żeby przekonać się, czy odwzajemnia tą romantyczność. Jednak on zawsze się mi gdzieś wymykał, a czasami to ja nie miałam odwagi podejść. Później sobie wypominałam, że jestem tak wielkim tchórzem, iż boję się zagadać do mojego przyjaciela.
Obiecałam sobie, że tym razem będzie inaczej. Spokojnym krokiem szłam w kierunku gniadosza, któremu towarzyszyła jedna z klaczek.
- Hej Shiregt! Cześć Mint. Mogę ukraść tego kawalera na dłuższą chwilkę? - od razu przeszłam do konkretów, żeby mieć to z głowy.
Oboje spojrzeli na siebie, zapewne trochę zdziwieni moim pojawieniem się. Ale ja też miała prawo do przebywania z przyjacielem, czyż nie?
- Jasne. I tak miałam coś do załatwienia - powiedziała klaczka, przed odejściem posyłając uśmiech do ogierka.
- Coś się stało? - zapytał.
- A czy musi się coś stać, żebym musiała zawracać ci głowę? Chciałam przejść się z tobą i porozmawiać, jak to często za źrebaka robiliśmy - spojrzałam na niego z prawie nie widocznym uśmiechem.
- W takim razie - odwrócił się na tylnych kończynach - Zapraszam za mną.
Tym razem uśmiechnęłam się tak promiennie, że słońce bledło w blasku radości bijącej z mojego pyska.
Cały czas śmieliśmy się, wspominając stare akcje i ogólnie nadając na różne mniej lub bardziej ważne tematy.
- Cieszę się, że w końcu cię wyrwałam.
- Chyba faktycznie ostatnimi czasy poświęcałem ci mniej uwagi... - przyznał się ogierek.
W tym momencie zobaczyłam swoją matkę i Khonkha, rozmawiających niedaleko nas. Wiem, że to nie ładnie podsłuchiwać, ale chyba każdy, słysząc swoje imię, zaczął by się wsłuchiwać.
- Mivana, ona chyba... Zadurzyła się w twoim synu - westchnęła moja rodzicielka.
Odwróciłam się do ogierka. Był lekko zmieszany, ale miałam nadzieję, że to dlatego, ze nagle stanęłam, aby podsłuchiwać się w rozmowę naszych rodziców. Popchnęłam go do przodu w obawie, że dorośli będą rozwijać temat. Kłusem oddaliłam się od stada wraz z towarzyszącym mi ogierkiem. Nie przestawałam gadać, żeby ukryć zażenowanie - jeśli faktycznie los mi sprzyjał, nie chciałam zachowywać się nienaturalnie, żeby nie wpadł na jakiś dziwny pomysł.
'Jak ona mogła? Moja własna rodzona matka rozmawia o moich uczuciach z innym koniem, który tylko przypadkiem, jest ojcem obiektu moich westchnień. Dziękuję, Marabell, dziękuję'.
Patrzyłam przed siebie, omijając spojrzenie Shiregta, widok okolicy także był mi obcy - tylko ten jeden punkcik przed nami, coś, na czym mogłam zawiesić wzrok. Takie działanie oczywiście musiało się okazać błędne. Postawiłam przednią nogę w powietrzu. Już miałam spaść do strumienia płynącego w dole, kiedy ogierek złapał mnie i utrzymał w pionie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Gdybym wpadła, miałabym niemały problem z wydostaniem się - może jako w pełni rozwinięta klacz potrafiłabym wyskoczyć, jednak obecnie... Trzepnęłabym o ścianę z błota. Radość z uratowania od zamoczenia zadu w wodzie nie trwała jednak długo. Ziemia pode mną się osunęła, wpadając do przeźroczystej cieczy wraz ze mną, ku mojemu niezadowoleniu. Nic mi się na szczęście nie stało, trochę się potłukłam, ale zostałam zamknięta w mulistej pułapce.
< Shiregt? Pomyśl o tym, co mówiła Mara, ale potem - najpierw weź mnie uratuj >
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!