Nie licząc spotkania z koniem, który stał się nowym członkiem Klanu Mroźnej Duszy, cała droga do Dund- Us przebiegła pomyślnie. Po przybyciu na miejsce musiałem jeszcze pomóc w pracy innym koniom. Potem wszyscy mieli czas na odpoczynek. Większość członków stada postanowiła się nieco zdrzemnąć, jednak ja zdecydowałem się robić małe rozeznanie. Co prawda Khonkh wyznaczył już nowych strażników, ale mimo to zdecydowałem się trochę przejść. W pojedynkę wolałem jednak nie zbliżać się do miasta, dlatego skierowałem się w przeciwną stronę. Przez większą część mojego spaceru nic się nie działo. Nie napotkałem żądnego drapieżnika, człowieka, czy też innego konia. W sumie nie wiem nawet, kogo z nich wolałbym spotkać, gdybym musiał wybierać. Po przejściu następnych kilkunastu metrów moje oczy zauważyły znajdujący się dość daleko niewyraźny kształt. Postanowiłem to od razu sprawdzić. Po dotarciu na miejsce okazało się, że znalazłem jakąś starą, zniszczoną i prawdopodobnie opuszczoną ludzką chatę, choć co do tego ostatniego wypadało się upewnić. Zdecydowałem się tam nieco rozejrzeć. Sądząc po stanie budynku, nie powinienem za bardzo martwić się tym, że spotkałbym tam jakiegoś człowieka. Ponadto chata znajdowała się na odludziu. Najpierw obszedłem budynek dookoła. Nie znalazłem nic ciekawego oprócz sterty śmieci. Pełno tam było walającego się spróchniałego drewna, jakichś starych wiader, zardzewiałych, metalowych kawałków "czegoś" i szmat. Ludzie to straszni bałaganiarze. Ponadto idioci. Gdybym mógł, sam zabrałbym wiele tych rzeczy, które z pewnością ktoś w stadzie by wykorzystał. Sam nie jestem jednak w stanie wiele zabrać, więc wezmę tylko rzeczy, które mogą okazać się najprzydatniejsze. A podobno ludzie są tacy "inteligentni i wyjątkowi"- pomyślałem, wchodząc do środka chaty. Nie było to trudne zważywszy na fakt, że budynek nie posiadał drzwi. Oznaczało to jednak, że zapewne nie ma tu już nic zbyt ciekawego. Wszystko, co tylko mogłoby się do czegoś przydać, zostało już zapewne rozgrabione. Mimo to wziąłem się za przeglądanie stert śmieci składających się z drewna, starych garnków i kawałków materiału. Zajrzałem także na półki. Udało mi się znaleźć jedynie kawałek liny, lekko zardzewiały nóż, spory fragment nienaruszonego zielonego materiału, a na sam koniec fragment drutu. Postanowiłem wziąć ze sobą te przedmiotu, przekonany, że ktoś w stadzie na pewno znajdzie dla nich zastosowanie. Pewien, że nic więcej nie znajdę, wyszedłem z chaty. Na zewnątrz rozejrzałem się jeszcze raz, chcąc się upewnić, że niczego nie przegapiłem. Wtem do moich uszu dotarł pisk. Skamieniałem, zastanawiając się, co mogłoby wydawać taki dźwięk. Po chwili zauważyłem, że pod stertą leżącego pod ścianą budynku materiału coś się rusza. Po jeszcze dłuższej chwili wyczołgało się stamtąd czarne zwierzę niedużej wielkości. Natychmiast podbiegło do mnie i zaczęło wesoło piszczeć, szczekać i skakać. No pięknie, brakowało mi tylko porzuconego psa- pomyślałem. Zawsze byłem sceptyczny co do tych akurat czworonogów. Nie dość, że ich przodkami są nasi najgorsi wrogowie, czyli wilki, to jeszcze psy służą od wieków naszym kolejnym wrogom, ludziom. I weź tu spróbuj zrozumieć, co też te zwierzaki lubią w człowieku... W każdym razie nie zamierzałem zaprzątać sobie głowy sprawą tego szczeniaka. Odwróciłem się jak gdyby nigdy nic i ruszyłem w stronę stada. Zaraz jednak usłyszałem, że ktoś zdecydował się pójść za mną.
C.D.N.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!