-Szczerze mówiąc, chciałbym, aby wojna skończyła się już-powiedziałem.
-Czemu niby?-spytała szczerze zdziwiona klacz.
-To jest dość męczące-odparłem.
-Przynajmniej coś się dzieje-powiedziała Yatgaar.
-A do tej pory brakowało ci wrażeń? Trzeba było powiedzieć, na pewno coś dałoby się załatwić-odparłem.
-Nie o to mi chodziło-powiedziała klacz, uśmiechając się.
-A o co w takim razie?-spytałem. Yatgaar nie umiała udzielić mi zbytnio odpowiedzi na moje pytanie, toteż uśmiechnąłem się do niej z satysfakcją.
-Zaraz Ci zetrę ten głupi uśmieszek!-zaśmiała się klacz, po czym niespodziewanie obrzuciła mnie śniegiem. Szybko oddałem jej i tak rozpętała się nasza krótka wojna śnieżna. Zakończyliśmy ją jednak szybko, by nikt nie nakrył nas na takich wygłupach w czasie, kiedy klan znajduje się w stanie prawdziwej wojny i to nie na śnieżki.
-Wygrałam!-zaśmiała się Yatgaar.
-Dałem Ci wygrać-odparłem, próbując uratować swą męską dumę.
-Akurat, kogo chcesz oszukać?-spytała klacz. Resztę dnia spędziliśmy na spacerowaniu i rozmowie. Pomagaliśmy też reszcie członków. Udzieliliśmy razem między innymi krótkiej lekcji walki. Potem musiałem wysłuchać raportu szpiegów. Oczywiście Yatgaar by nie przepuściła takiej okazji. Zawsze musiała mieć najświeższe wiadomości. Potem udało mi się znaleźć dla nas coś na ząb pod grubą warstwą białego puchu. Wieczorem jak zwykle położyliśmy się spać obok siebie. W towarzystwie Yatgaar zupełnie zapomniałem o czyhających na nas niebezpieczeństwach i trudach wojny i wypocząłem jak nigdy od dawna.
~~Nocą~~
Przebudziłem się. Spostrzegłem, że nie ma obok mnie Yatgaar. Wydawało mi się też, że słyszałem gdzieś w oddali czyjeś głosy. Nie licząc tego, wokoło panowała cisza jak makiem zasiał. Zignorowałem więc hałasy i ponownie zasnąłem, będąc przekonanym, że to nic ważnego.
~~Rankiem~~
Kiedy się obudziłem, Yatgaar była przy mnie. To, co było nocą, uznałem za zwykły sen. Nie zamierzałem zaś myśleć teraz nad tym, co po zachodzie słońca czai mi się w głowie. Miałem ważniejsze sprawy, jak choćby Yatgaar czy wojna. Z rana musieliśmy przejrzeć nasze zapasy. Kolejna bitwa już była zaplanowana. Nie mogliśmy jej przerwać. Czułem, że to między innymi od tej walki zależeć może nasze ostateczne zwycięstwo. Trzeba było upewnić się, że każdy koń wie, co ma robić, mamy odpowiedną ilość broni i lekarstw. Na wojnie liczy się każdy, nawet najmniejszy szczegół. Na szczęście wszystko wydawało się iść po naszej myśli. Czułem, że los nam sprzyja. W czasie walki zaś liczą się nie tylko umiejętności, ale i szczęście. Patrząc na swój klan byłem jednak pewien, że bez względu na wszystko, nie poniesiemy klęski. Wygramy, bo takie jest nasze przeznaczenie. Zwyciężać, ale nigdy nie być zwyciężonym.
KONIEC
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!