Galopowałam, wraz ze stadem w blasku zachodzącego słońca. Nasza gonitwa zakończyła się u podnóża wysokiego, a zarazem stromego stoku. Pozostawał on, jak dotąd niezbadany i niezdobyty, czym wzbudzał moje zainteresowanie. Przywódca - Shere Khan - zwrócił się w stronę swoich protegowanych:
- Czy nie chciałby ktoś może przysłużyć się całemu stadu, wspinając się na ten szczyt, ażeby poznać, cóż kryje się po jego drugiej stronie? - spytał, łbem wskazując rozpościerający się przed nami widok. Grobowa cisza, brak jakiejkolwiek reakcji. Słyszałam wyłącznie bicie własnego serca oraz szmer wiatru.
- A co owa osoba, która podejmie się tego wyzwania, będzie z tego miała? - uśmiechnęłam się enigmatycznie.
- Daję słowo honoru, że otrzyma ona należytą zapłatę za swoje chęci i trud.
Słowo zapłata było wystarczającym argumentem. Tak właściwie nie miałam nic do stracenia, przeciwnie - miałam możliwość coś zyskać. A ja nigdy nie przepuszczam okazji, gdzie mogę wykazać swoje umiejętności, nie wspominając nawet o przewidzianej nagrodzie. Choćby tej najmniej wartościowej. Jakakolwiek by ona nie była, wywołuje ona w głębi mojej duszy ogromną radość. Przeszłam kilka kroków do przodu, wypinając dumnie pierś:
- W takim wypadku, z największą przyjemnością piszę się na to.
- Znakomicie, brawo! - posłał w moją stronę wdzięczny uśmiech. - Życzę powodzenia.
Prawdę powiedziawszy; nie miałam obmyślonego jakiegoś niebywałego planu, dzięki któremu bezproblemowo zdobędę szczyt. Poszłam na żywioł, jak zawsze zresztą. Nigdy niczego nie planuję, gdyż uwielbiam, kiedy życie mnie zaskakuje. Wzięłam duży rozbieg, po czym zaczęłam piąć się w górę. Z początku wspinaczka nie sprawiała mi trudu, jednak z czasem stawała się coraz cięższa. Dawałam z siebie wszystko, a na moim czole perliły się już krople potu. W końcu zdołałam wejśćna górę. Moim oczom ukazał się las wysokich modrzewi. W borze tym z pewnością, wprost roi się od różnorakich drapieżników pokroju, chociażby wilka, czy też niedźwiedzia brunatnego. Niemniej jednak zachwycona pięknem tego miejsca, przestałam być ostrożna. Wystarczył dosłownie moment, abym potknęła się o wystający konar, po czym spadła ze wzgórza. Niczym żywy pocisk turlałam się po stromym zboczu, w żaden możliwy sposób nie mogąc się zatrzymać. (...) Mój rajd skończył się na bolesnym zderzeniu z pniem drzewa. Porządnie poturbowana i oszołomiona spróbowałam wstać na równe nogi, wyczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo. Staczając się, musiałam zahaczyć o jakiś ostry kamień, gdyż cały lewy bok był rozcięty. Krew zmieszała się z piaskiem, liśćmi, brudem i Bóg wie, czym jeszcze, powodując niemiłosierne pieczenie. Chwiejnym krokiem podniosłam się, kierując z powrotem w stronę tego nieszczęsnego stoku. W obecnej sytuacji nie miałam najmniejszej ochoty na pojedynek z wygłodniałym niedźwiedziem, który najprawdopodobniej skończyłby się moją śmiercią. Kuśtykając, poczęłam powtórnie wspinać się pod górę. (...) W połowie drogi ujrzałam wychodzącego z lasu misia, którego oczy lśniły niebezpiecznym blaskiem. Zaczął biec w moim kierunku. Rozpoczęła się walka o przetrwanie, a ja byłam na straconej pozycji. W pewnej chwili zmieniłam tok moich działań, chowając się za kamieniem, który z całych sił zaczęłam spychać ze zbocza. Ten z zabójczą niemalże prędkością leciał w stronę drapieżcy. Kiedy wdrapałam się na wierzchołek, obejrzałam się za siebie. Dzika satysfakcja. Ujrzałam niedźwiedzia przygniecionego skałą. Ze świadomością wygranej, wielce zadowolona powróciłam do stada.
Opisałaś wszystko, co miałaś opisać. Jest mowa, jak zdobyłaś szczyt, co tam znalazłaś i co działo się potem. Spodobały mi się opisy, średniej długości i dobrze zrobione. Mogłaś jeszcze opisać drogę powrotną, w dół zbocza, ale to tylko taka jedna, mała uwaga. Możesz wybrać sobie drugie stanowisko:)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!