Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Swoimi ostatnimi, bladymi promieniami nadawało tajemniczej aury i pewnego uroku mętnej, aczkolwiek spokojnej tafli wody w Rzece Eg. Podążając za klaczą spokojnym galopem, wygiąłem szyję w delikatny łuk i lekko unosząc nogi nad ziemią, poczułem, że zaczynam się rozluźniać. Z jakiegoś powodu pomyślałem, że właśnie tego potrzebowałem w tej chwili najbardziej - czasu do refleksji i trochę adrenaliny. Rokoszowałem się coraz silniejszymi podmuchami wiatru, które drażniły moje nozdrza i wpadały w grzywę. Potrząsnąłem szyją, chcąc pozbyć się jej natrętnych pasem z oczu, lecz w tym samym momencie zauważyłem, że Calipso zwalnia. Idąc za jej przykładem, zatrzymałem się, obserwując co zwróciło jej uwagę. Były to długonogie ptaki, brodzące w wysokim dnie rzeki. Oba stały w pewnej odległości od nas, zasadniczo, ponieważ jeden - najprawdopodobniej samica, siedziała w gnieździe, podczas gdy drugi przypatrywał się nam z uwagą. Przeniosłem wzrok na klacz z poczuciem, iż może uda mi się rozszyfrować czy zależy jej na kontynuowaniu rozmowy, jednak moja towarzyszka wypatrywała się w żurawie. Odetchnąłem, gdyż prawdę powiedziawszy nie przychodził mi na myśl jakikolwiek ujmujący temat. Postanowiłam pójść na żywioł i wykonać pierwszą, najbardziej szaloną rzecz, która przyszła mi głowy, ale wtedy samiec ptaka skoczył w naszą stronę, skrzecząc przy tym wniebogłosy. Nim zdążyłem zareagować Calipso gwałtownie cofnęła się do tyłu, wpadając przy tym wprost na moją klatkę piersiową. Zaskoczony, poczułem, że na mój pysk wstępuje rumieniec, czego na szczęście pod czarną sierścią nie było widać, ale mimo to zostałem w miejscu.
- Przepraszam! - wypaliła klacz, odsuwając się ode mnie. Przez chwilę, patrzyłem na nią ze zmieszaniem, lecz nie kontrolując specjalnie tego co robię, wybuchłem głośnym śmiechem. Widok uciekającej przed żurawiem Calipso, rozbawił mnie do łez. - Zaskoczył mnie! - usłyszałem z ust dereszowatej, która w tym momencie także zaczęła się śmiać i nie poprzestając, wyszliśmy z płytkiej w tym miejscu rzeki.
- Na pewno chciał cię zjeść - dogryzłem klaczy. - Nieźle to sobie zaaranżowałaś! - wykrzyknąłem z figlarnym uśmiechem. - Zrobiłaś to specjalnie, żeby na mnie wpaść.
- C-Co? - Calipso prawie się dusiła ze śmiechu. - Chyba żartujesz! - W okamgnieniu moja powierniczka zdążyła opanować chichot i dała mi mocnego szturchańca w bok. Pokiwałem z rozbawieniem głową i wspólnie udaliśmy się w stron, z której przybyliśmy. Podczas naszej drogi do stada zdążył zapaść zmierzch. Kilka koni już spało, jednak znaczna większość skubała jeszcze mokrą od rosy trawę, bądź rozmawiała w grupie. Podeszliśmy do nich, witając się przelotnymi uśmiechami i skinięciem głowy.
- Gdzie byliście? - zapytała nas Opium, odwracając na chwilę wzrok, by spojrzeć na śpiącego nieopodal Kallena, jakby chciała sprawdzić czy nic mu nie grozi.
- Szukaliśmy wzdłuż Eg rzeczy, które mogą okazać nam się przydatne podczas wędrówki na drugi brzeg - wyjaśniła Calipso. - Niestety nic nie znaleźliśmy, ale jeżeli któreś z was coś wypatrzy, chciałabym aby mnie o tym powiadomiło - dodała, na co wszyscy przytaknęliśmy.
[Calipso?]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!