Wielkanoc zbliżała się wielkimi krokami. Problem w tym, że na środku stepu trudno ją świętować. Gdybym miała możliwość pójścia do rodziny. W sumie teraz klan jest moją rodziną, ale chodziło mi bardziej o biologicznych rodziców, którzy podczas naszego ostatniego spotkania byli w niewoli u ludzi. Gdyby jednak moi bliscy byli by wolni spędziłabym Wielkanoc z nimi. Problem w tym, że gdyby tak było, nigdy nie poznałabym Klanu Mroźnej Duszy. Na dwa dni przed tym wspaniałym dniem znaleźliśmy idealne miejsce na odpoczynek. Było to wzgórze z gęstym jak na te rejony lasem. Niedaleko jego szczytu znajdowało się źródło, które u stóp góry przekształcało się w rzeczkę, która sięgała mi mniej więcej do kolan. Sam zaś szczyt był łagodny, a na samym środku znajdowały się dwie połączone wąskim kanałem jaskinie. Połowa klanu poszła nocować do jednej z grot, a połowa do drugiej. W pierwszej z nich na nocleg miałam zatrzymać się z Shere Khanem, Nicoletem, Bernardem, oczywiście z Raphaelem i Viką. No i z Nadirą. W drugiej jaskini nocowała reszta: Coralake, Monte, Hana, Iris, Tasha i jedyne w naszym klanie, liczne rodzeństwo. Krótko mówiąc Amor, Amigo i Shireen. Całe stado poszło się napić, a później każdy członek klanu udał się na spoczynek do przydzielonej mu groty.
"Jeszcze jeden dzień"
Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Wstałam jako pierwsza. Nie trwało to jednak długo. Po chwili zbudził się kolejny członek. raczej członkini. Usłyszałam ciche kroki i po klacz jakimś czasie, obok mnie zmaterializowała się gniada klacz... Jak jej tam było? Hana?
-Hej La Vida- przywitała się.
Znała moje imię... Postanowiłam zaryzykować. Jeśli nie będzie miała na imię Hana to... To wtedy zgonię na, to, że w młodości znałam podobnego konia o tym właśnie imieniu.
-Cześć Hana- klacz skwitowała to szerokim uśmiechem.
Już miałyśmy zacząć rozmawiać, ale klan zaczął się budzić. Wszyscy szykowali się już do drogi, ale Shere Khan oznajmił, że zostajemy tu przez całą Wielkanoc. Kiedy wszyscy zjedli śniadanie, czyli soczystą trawę, której tutaj było pełno, zaczęto rozdzielać role. Iris i Amigo w towarzystwie Shireen i Corakle poszli oglądać, czy w okolicy jest bezpiecznie. Dwie ostatnie poszły jako ochrona. Kto wie jakie niebezpieczeństwo może się czaić na stepie. Amor, Tasha, Nadira, Vika i Hana, jako konie znające się na ziołach i medycynie, zostali wysłani na poszukiwanie smacznych, a za razem zdrowych roślin, które mogłyby nadawać się na wielkanocny stół. Shere Khan obserwował przebieg prac i wraz z Raphaelem, Bernardem, Nicoletem, Monte i mną szukaliśmy kamieni odpowiednich, aby zrobić z nich coś w rodzaju skrytki na znalezione zioła. Ja co jakiś czas zapisywałam przebieg przygotowań w kronice klanu. Tak minął czas aż do wieczora. Wtedy zwiadowcy wrócili z informacją,że w okolicy jest bezpiecznie. Kiedy posilili się udaliśmy się do jaskiń na spoczynek.
"Wielkanoc"
Całe stado obudziło się wcześnie. Wszyscy wyszli z jaskiń. Od razu w jednej z nich wyłożono rośliny ze schowka, których było naprawdę mnóstwo. Nie wiedziałam, że w Mongolii można ich tyle znaleźć. Po posiłku wszyscy udali się na odpoczynek do jaskini. Do jednej, ale zostało dużo miejsca. Potem zorganizowano małe wyścigi i inne klanowe zawody, w których sędziował Monte. Co prawda nie był sędzią sportowym, ale z chęcią się zgodził. Cały dzień spędzony był radośnie. Zostaliśmy na wzgórzu jeszcze jeden dzień.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!