- To gdzie teraz zmierzamy?- zapytała La Vida, gdy już wszyscy znaleźli się po drugiej stronie rzeki. Niektórzy członkowie popatrzyli na mnie z zainteresowaniem.
- Myślę, że dobrym pomysłem byłoby pójście nad jezioro Uws- Nur- powiedziałem. Już po chwili wszyscy gotowi byli do drogi. Było już późne popołudnie, więc zdawałem sobie sprawę, że niewiele przejdziemy zanim zapadnie zmierzch. Po około dwóch godzinach weszliśmy w mały las, który idealnie nadawał się na miejsce odpoczynku. Zarządziłem więc postój. Nie minęło nawet pół godziny, a już zapadły całkowite ciemności. Przed snem chciałem jeszcze spędzić trochę czasu z La Vidą, porozmawiać z nią o czymś. Chodź rzadko się to zdarza, polubiłem tę klacz. Niestety, nie udało mi się jej znaleźć. Obszedłem dookoła małą polankę, na której spała większość koni i nadal nic. Czyżby znalazła inne miejsce na wypoczynek?- pomyślałem. Nie wykluczone, gdyż nie raz już to miało miejsce. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Gdy tak się zastanawiałem, usłyszałem tętent kopyt. Wszyscy członkowie klanu, którzy jeszcze nie spali, unieśli łby i spojrzeli w gąszcz krzewów, z którego po chwili wypadła zdyszana klacz. Czym prędzej podbiegłem do niej.
- Co się stało? Nic ci nie jest? Czyżby znowu jakiś wilk?- zasypałem ją gradem pytań. Klacz wzięła kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić, i zaczęła mówić.
- Kiedy zapadł zmierzch, zauważyłam między drzewami migoczące światełko. Z ciekawości postanowiłam pójść sprawdzić, co to jest. Całą drogę starałam się być cicho i, na szczęści, gdy dotarłam na miejsce, nie zostałam zauważona.
- Ale co tam zobaczyłaś?- spytałem.
- Ludzkie obozowisko. Było tam ich kilku, część z nich już spała, kilki siedziało wokół ogniska i rozmawiało, reszta coś robiła, ale nie wiem co. Mieli jakieś dziwne przyrządy- odparła La Vida.
- Rozumiem. Czyli znowu mamy towarzystwo. Wiesz, ilu ich jest?
- Nie, ale przypomniało mi się jeszcze coś. Obozowisko sprawiało jednocześnie wrażenie dobrze wyposażonego, ale... małego. Wydaje mi się, że to nie jest ich stały obóz- dodała klacz.
- Czyli mogą się przemieszczać, to z kolei grozi naszym spotkaniem. Niestety, sojusz z innym klanem da się zawrzeć, ale z ludźmi już nie- powiedziałem.
- Więc co zamierzasz zrobić?- spytała La Vida.
- Czy są blisko nas?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Pół godziny drogi stąd- odparła klacz.
- Rozumiem. Zatem nie mamy czasu. Budzimy wszystkich i ruszamy w kierunku... pustyni Gobi- powiedziałem.
- Pustynia Gobi? Czemu akurat tam?- zdziwiła się klacz.
- Tamtejsze warunki sprawiają, że praktycznie nie ma tam ani drapieżników, ani ludzi- odpowiedziałem.
<La Vida?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!