-Nie mam pojęcia, może sama ci odpowie?
Nie byłam przygotosana na te odwrócenie ciekawskich sił źrebaka dokładnie w moją stronę. Przygotowanie na ten miment było dla mnie całkowicie zerowe.
-Oh, nooo... - Mruknęłam cichutko gdy jakiś źrebaczek do mnie podbiegł. Co mu odpowiedzieć? Pogrzebałam kopytem w ziemi. Musiałam coś szybko wymyślić, coś co zadziała na źrebaka. Coś takiego jak... - właśnie się nad tym zastanawiam. Powiem ci, później. I jeszcze jedno, nie przedstawiłam się. Jestem Amarilis.
Uśmiechnęłam się delikatnie, jednak przez to, że od dawno tego nie robiłam wyszedł mi raczej jak grymas, dlatego szybko powróciłam do normalnego wyrazu mordki. A później odwróciłam się; i zwyczajnie odeszłam.
~*~
Po około kwadransie, a może dłużej szwędania się po tych okolicach zobaczyłam w oddali pasący się klan, a pośród nich Capliso. Podbiegłam, więc do niej.
-Postanowiłam tutaj zostać, zgodzisz się?
-Oczywiście, że tak.
~*~
Po kilku dniach pobytu w Klanie Ognistej Grzywy poczułam, że to moje miejsce, więc ruszyłam razem z resztą na wyprawę. Tym razem dłuższą - kierowaliśmy się nad jakieś jezioro czy coś. Sama nie wiem, bo ciche szepty zamieniły się w głośny szmer gdy przywódczyni ogłaszała kolejną wędrówkę. Niby nic nowego, codziennie chodzimy, ale jednak zawsze czuło się takie podekscytowanie przed dłuższą podróżą, tym bardziej jeżeli szli się w zupełnie nowe miejsce. Na szczęście szliśmy jednak dopiero za godzinę. Miałam szansę się dobudzić - i w tym momencie ziewnęłam podnosząc się spod jakiegoś wyższego krzaka z rozłożystymi gałęziami, bo drzewem tego nazwać nie mogłam. Pnia nie miało, tylko pełno, malutkich gałązek ozdobionymi małymi pąkami. Ciekawe na co wyrosną. Może na piękne kwiaty róż? Ah, jaka pełna pięknych tajemnic jest wiosna. Nie chciałam leżeć w jaskini, gdy noc zapowiadała się cieplejsza niż zwykle. A jak wiadomo w Mongolii raz jest ciepło, a przez kolejny miesiąc mrozy. Wytrzepałam ze swojego futra piach machając ogonem w lewo i prawo, a później rozpędziłam się i pomknęłam przed siebie by zrobić trzy szybkie kółeczka wokół jakiegoś kamienia. Teraz byłam już całkowicie pobudzona, więc udałam się do zbierającego się klanu. Czekaliśmy na wszystkich i w końcu ruszyliśmy. Nasze kopyta delikatnie gilgała zielona, dopiero co wyrośnięta trawa. Gdzie tylko skierowałam wzrok pojawiała się. Oczywoście nie jakaś wysoka, bo Mingolia nie słynęła z ciepłej wiosny. Ale cóż tam? Orlikom pasuje to jak najabardziej, dlatego zamieniają się w biało-fioletowy dywan prowadzący w dalszą drogę. Parsknęłam gdy do moich nozdrzy dotarł wonny zapach tych ziółek pomieszany razem z wonią dębowych pąków. Zerknęłam na Capliso, która prowadziła naszą grupę. Ja trzymałam się za to stosunkowo z tyłu - ale nie tak daleko, żeby przypadkiem się nie zgubić. A z resztą, jaką to robi różnice? Oni mnie jeszcze nie znają, gdy tylko zajrzą głębiej zobaczą jakim jestem dziwolągiem. Oh, dlaczego do nich dołączyłam?! Znowu wszystko się zawali. To odbijało się na mojej duszy i kaleczyło jak ostre igły sosny. Zatrzymałam się i pogrzebałam kopytem w wilgotnej ziemi. Natura budziła się po długim oczekiwaniu pierwszych ciepłych promyków słońca, a ja? Jestem jak ona, tyle, że nie tak piękna i cudowna. Po tym przemyśleniu poderwałam się do biegu chcąc dpgpnić resztę. Zostałam w końcu w tyle, prawda?
<Capliso?♥>
Pierwsza część jest autentyczna i naturalna, raczej szczegółowa. W drugiej wymieniłaś kilka niezbyt popularnych oznak wiosny, to plus, i wplotłaś je odpowiednio, na dodatek ładne podsumowanie:) Ale dużo błędów w literkach i trochę w interpunkcji. Zdobywasz z mojej strony 11 punktów, a to oznacza, że możliwa jest dla ciebie zmiana wyglądu. Możesz ją wykorzystać w dowolnym momencie na dowolnym koniu.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!