Stado zaczęło powoli zniżać pyski i podskubywać pojedyncze źdźbła trawy. Sama spróbowałam, i uznałam, że na razie tu możemy się zatrzymać, a dalej podróżować wzdłuż brzegu. Wszyscy z westchnieniem zaczęli posiłek, lecz w tym samym momencie usłyszałam głośne pluśnięcie. Od razu zwróciłam głowę w tamtą stronę. Z wody wystawał teraz łeb Fretki, która przerażona miotała się w odmętach Eg, próbując desperacko zaczerpnąć tchu. Szybko traciła energię i werwę. Pewnie nie umiała pływać. Bez chwili wahania pogalopowałam w tym kierunku do skarpy porośniętej nadwodną roślinnością. Klacz zanurzyła się ponownie, tak że tylko nogami przebierała w powietrzu. Prąd powoli, ale nieuchronnie znosił ją coraz dalej. Cofnęłam się, i wyrwałam do przodu. Otoczyła mnie fontanna wody gdy weszłam głębiej. Moje kopyta nie dotykały już dna. Zaczęłam przebierać nimi rytmicznie, i tym samym zbliżałam się w przyzwoitym tempie do spanikowanej członkini klanu. Musiałam uchylić się przed jej zamachem, lecz na szczęście jeszcze raz wynurzyła głowę. Szybko złapałam za pasma grzywy konia i ciągnęłam w stronę brzegu.
- Przebieraj raz-dwa-trzy - wydusiłam, by się nie szarpała. Nagle pociągnęło mnie w dół, i przez ułamek sekundy w oczy zajrzał mi strach. Odtrąciłam go na bok i błyskawicznie się wynurzyłam. Na moich barkach spoczywało życie klaczy. W końcu nogami stanęłam na dnie i odetchnęłam z ulgą. Pokonałam resztę drogi, aż dotknęłam pęcinami trawy. Obróciłam się. Fretka stała tuż za mną. Cała dygotała, z niknącym przerażeniem w oczach, mokra grzywa kleiła jej się do szyi. Ja pewnie nie wyglądałam lepiej, bo woda rzeczywiście była chłodna. Wzrok wszystkich spoczywał na nas.
<Fretka?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!