Jęknąłem
niepocieszony nagłą reakcją klaczy, która po swoim haniebnym czynie
ważyła mi się rzucić dodatkowe groźne spojrzenie spod swoich długich
oraz gęstych rzęs. Posłałem w jej stronę uśmiech, który miał zatuszować
moje katusze przy prawie zmiażdżonych narządach wewnętrznych i
dźwignąłem się na swoje cztery zmęczone ciągłym noszeniem ciężaru mojego
ciała kończyny. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczyma, po czym
stwierdziłem, że najwyższy czas wracać do swoich obowiązków. Wszystko
potoczyłoby się po mojej myśli, gdyby owa
świerzopa
nie przypomniała sobie, że w pamięci najlepiej zakorzeniają się
kopytni, którzy pozostawią po sobie złe wrażenie. Po chwili, w której
otworzyła pysk
, mógłbym
przysiąc, że czego by się nie mówiło o samicach, potrafią być całkiem
błyskotliwe. Jednakże często przejawia się też u nich nieuleczalne
schorzenie zwane błyskotliwością inaczej, które powoduje nieodwracalne
zmiany umysłowe ich otoczenia. Do tej drugiej grupy należała nasza
urocza i bezbronna
Khairtai.
Czy jakieś większe szczęście może spotkać takiego śmiertelnika jak ja?
Oczywiście, że nie. Podobno wszyscy przedstawiciele płci męskiej kochają
być dręczeni przez niedostępne i ostre
drapieżniczki,
które wysysają z nich pozostałe siły życiowe. Świat, którego dotyczą te
wszystkie porady o zdobywaniu miłości, jest taki zakręcony, ale z
pewnością kogoś dotyczy. Być może nawet nie bezpośrednio, a jedynie
dotyka jego fantazji.
-Masz jeszcze jakieś dziwne marzenia o
wpadaniu na klacze czy ci wystarczy?-zapytała, wciąż mierząc mnie
wzrokiem pełnym wyższości- Nie?
-Całość wydarzenia oceniłbym na
dwie pilne wizyty lekarskie i pilną potrzebę zjawienia się u psychiatry,
więc podziękuję- prychnąłem, udając jej zdegustowany ton.
-Więc co tu jeszcze robisz?
-Mam dla ciebie ważną
wiadomość-otaksowałem ją wzrokiem.
<Kha? Wracam do formy>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!