Błąkając się pomiędzy puchem o niskiej temperaturze, po raz pierwszy od początku mojej drobnej
„wycieczki”
stwierdziłam, że tak naprawdę nie mam celu tego działania. Wcześniej
pogoda, ekscytacja wycieczką i poczucie zgorszenia skutecznie zasłaniały
to uczucie- teraz jednak miałam czas na rozmyślania, a podniecenie
ucieczką prawie całkiem zgasło, wśród tej jakże bajkowej scenerii.
Włóczyłam się, ponieważ... chciałam to robić? Nie, to zdecydowanie nie
brzmi jak dobre uzasadnienie. Prychnęłam sama do siebie w duchu.
Zaczynała mnie gnębić też ostatnio samotność i jakiś instynkt stadny.
Zwykle w grupie stawałam na uboczu niczym nic nieznaczący jesienny
listek wśród wielu innych. Niby spektakularny, ale nawet nie krok dalej
jest mnóstwo jego braci przedstawiających zachwycającą paletę barw. Było
to więc dziwne uczucie i bardzo nie podobne
do moich zwyczajów. Mimo tego, że pragnęłam je zwalczyć- nie miałam
jak. W końcu wokół nie kręciła się żadna żywa dusza. Gdybym była w
jeszcze większym stanie rozbicia, mogłabym stwierdzić, że zawracam do
dawnego klanu. To byłby pomysł doprawdy poniżej mojej godności.
Nagle
na moim horyzoncie wyłoniła się gniada, smukła sylwetka i chyba ten ...
koń również wybrał się na samotny spacer. Na pierwszy rzut oka
stwierdziłam, że oprócz tego zapewne nic nas nie łączy. Przez chwilę w
milczeniu obserwowałam poruszające się od niechcenia ciało — zapewne
ogiera. W końcu zatrzymał się i miałam wrażenie, że chce objąć swoim
wzrokiem (pomimo, iż widziałam go od tyłu) całe zamarznięte jezioro, nad
którym obecnie się znajdował. Postawiłam pierwszy krok w jego kierunku. W
końcu jak ja pierwsza nie zagadam, to nikt tego nie zrobi. Będzie tak
jak wcześniej, a my po prostu zignorujemy siebie nawzajem, w ciszy
podziwiając cudy natury. Choć czyż nie tego właśnie pragnęłam? W końcu tak posuwając się w jego kierunku
powolnym krokiem, znalazłam się niecały metr od niego. Po chwili
zdarzyło coś, co sprawiło, że chciałam zawrócić. Nie miałam zupełnie
pomysłu jak zacząć rozmowę.Dopiero teraz to zauważyłam. Ogier jednak wyczuwając moją obecność, sam
zainicjował pogadankę.
-Cóż robisz na terenach "Klanu
Mroźnej Duszy"?- ogier wyraził się jasno co do mojego położenia.
Znajdowałam się na czyichś terenach i równie dobrze miałby prawo mnie
zabić za zniewagę jego bądź jakiegoś innego kopytnego stada. Zresztą
nieważne czyjego. W tej chwili najmniej mnie to interesowało ze
wszystkich spraw, które krążyły mi po głowie.
- Mogłabym
może... uraczyć wasze szeregi ?- zapytałam prosto z mostu, licząc, że
mój „firmowy” uśmieszek przygotowany na takowe okazje, przekona ogiera,
iż nie mam złych zamiarów. W każdym razie nie miałam innego wyjścia.
Musiałam dołączyć... Ah,
zmieniam zdanie — jest jeszcze parę opcji. Umrzeć z samotności,
zawrócić i utracić przywilej w miarę dostępnego jedzenia w porównaniu do
innych terenów. Jakoś żaden z nich mnie nie przekonywał i w sumie w
tej kwestii nie dziwiłam się sobie-M-mogę się poddać testom- dodałam po chwili, jakoś nie wierząc, iż przyjmują, każdego członka jak leci- Byle nie brutalnym-tymi słowami kończąc swoją wypowiedź, uniosłam kąciki warg. To był szczery uśmiech...
-Z
pewnością. Mamy mnóstwo stanowisk do wyboru, bez względu czy lubisz
mordować, czy uczyć źrebaki- zaczął pierdolić coś nie na temat. W duchu
przyjęłam to jako niewinną reklamę, chociaż czułam się trochę urażona,
iż wypowiada jakieś formułki, które pewnie powtarza każdemu przybyszowi.
Cóż, w jego oczach zapewne nie różniłam się od tutejszych wariatów
niczym- Jako takowego testu nie mamy, lecz dajemy początkowo kredyt
zaufania i to od ciebie zależy, jak go wykorzystasz- wrócił do tematu.
-Ah...-zająknęłam się. Brak sprawdzenia czy nie jestem... hm- najłagodniej ujmując tym złym koniem mnie trochę niepokoił.
Bóg wie kto zagrzewa sobie miejsce w tym klanie- Cóż... ze mną nic
nigdy nie wiadomo- wyznałam, modląc się w duchu, by odebrał mnie jako
jakiejś o nie zdrowych zmysłach i kulejącej psychice. Miał prawo w końcu
mieć takie przypuszczenia.
-Przedstawię ci pełną listę rang-
stwierdził z westchnieniem i zaczął wymieniać oraz objaśniać zadania
konia posiadającego takowy "tytuł".
Im więcej nazw było już wypowiedzianych, tym bardziej się w tym
wszystkim gubiłam. Jedna tylko wyryła mi się w pamięci. Zwiadowca....-
Wróć do mnie, kiedy się zastanowisz-odparł.
-Poczekaj-
powiedziałam, tym samym sprawiając, iż zatrzymał się w pół kroku-
Musisz mi doradzić jak być dobrym zwiadowcą- mój szept mieszał się z
wyjącym wiatrem- Czyż nie?
-Uważasz, że nie za szybko podjęłaś
decyzję? Może dasz sobie jeszcze trochę czasu?-upewniał się co do mojej
decyzji. Dla mnie sprawa już była oczywista. Czułam się przeznaczona do
pełnienia właśnie tego stanowiska.
-A ty uważasz, że dobrą decyzją było mnie wpuścić w wasze szeregi?- zapytałam z niewinnym uśmieszkiem.
<No... Shi. Liczę na świetny odpisik>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!