Na ten dzień miałam mnóstwo planów, między innymi rano miałam obgadać coś w radzie starszych, następnie spotkać się ze znajomymi mi końmi- Hadvegarem, Yatgaar i Khonhkiem. Gdyby życie było idealne, a los nieprzekorny pewnie by mi się to udało, ale że nie mieszkam w idealnym świecie... Dziś rano obudziłam się już ze słabym samopoczuciem. Nie miałam jednak pojęcia, że po mdłościach nadejdą zemdlenia i utraty świadomości. Powoli powłóczyłam się w kierunku zebrania, udając, iż nie czuję żadnych negatywnych uczuć w związku z moim samopoczuciem. Westchnęłam, rozglądając się. Zima spokojnie królowała i nie zamierzała, na razie robić miejsca dla żadnej pory roku. Idealna pogoda na spacer, na który pewnie nie będę miała dziś sił. Samotne gnicie gdzieś jakiejś w jaskini nie należało do moich ulubionych działań i rozrywki mojej duszy. Po tym spotkaniu jednakże powinnam odpocząć, jeżeli nie chcę narazić się na kompromitację... Zaraz kompromitację czym? Starością? W duchu w pokorze liczyłam te wszystkie siwe włoski, które mogą się na mnie znajdować, wyobrażając sobie swój widok jako takiej biednej staruszki i próbowałam wywróżyć, ile mi jeszcze z życia zostało. Miesiąc? Dwa? A może tydzień? Wzdrygnęłam się, przyspieszając. Kolorowanie rzeczywistości coraz czarniejszą kredką nie poprawiało na pewno mojego samopoczucia. Gdy ruszyłam ślimaczym galopem, poczułam palenie w mięśniach. Mój wiecznie młody umysł, nie mógł tego przyjąć, a ja zaczęłam się trząść. Poczułam, jak kończyny odmawiają mi posłuszeństwa i bezradnie padam na zimny śnieg. Przymykałam oczy i otwierałam je, z każdym mrugnięciem mniej rozumiejąc co dzieje się wokół mnie. Czy to już koniec? Nie ważne ile wcześniej przygotowywałam się na ten moment, ogarnęła mnie panika. A potem... wszystko się rozmazało i ... zniknęło, dając mi słuszną świadomość, że już powoli uciekam ze swojej ziemskiej postaci. W końcu wyzionęłam ducha i udałam się na wieczny spoczynek.
KONIEC
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!