Powoli spacerując, pogrążony w
żałobie, zerknąłem tępym wzrokiem na ogołocone z liści drzewa,
pobłyskujący biały puch i nieliczne leniwie poruszające się chmury na
niebie. Świat doskonale radził sobie bez tych zmarłych dusz i można
śmiało powiedzieć, że szedł do przodu. Ja wciąż myśląc o ukochanej,
czułem bolesne ukłucie w sercu, ale nie było już w tym wszystkim tyle
rozpaczy i użalania się nad
sobą-bardziej
pustka, odrobina goryczy i obojętność na otaczające mnie piękno. Sam
podczas rozmyślań o starym rozdziale w moim życiu byłem pokonywany
ostrym bólem czy to w kończynach, czy w placach i skupiałem się już
raczej na udręce w postaci nieprzyjemnego uczucia niżeli jakichś
porzuconych myślach. Prawda była taka, że starość doszczętnie zżerała
mnie od środka, nie pozostawiając w sercu miejsca na radość i zajmując
je całe. Byłem całkowicie gotowy na śmierć i nawet już odrobinę na nią
czekałem. Córce powoli nudziły się moje pouczenia i nie była w stanie
znieść widoku mnie w takim stanie. Może nie zauważy? Moje ciało po
prostu zaginie gdzieś w lesie, a ona spokojnie skupi się na swoich
zadurzeniach, ogierach i pięknym darze przyjaźni. Niech bawi się życiem,
ma jeszcze sporo czasu. A mi wciąż tak ciężko pojąć tę
niesprawiedliwość losu- dlaczego jej teraz zostanie odebrany ostatni
rodzic? Eh... Liczę, że sobie poradzi... beze mnie. To był jeden z tych
dni, kiedy czułem mocno doskwierające bóle całego ciała. Ostatkami sił
pobiegłem cwałem do lasu, czułem jakby właśnie, rozpuszczały mi się
kości, a mięśnie paliły niemiłosiernie, nawet kiedy zatrzymałem się
pośród tym razem dziwnie nieznajomych drzew. Usłyszałem w moich uszach
przenikliwie, nieprzyjemne brzęczenie. Poczułem jak nogi... odmawiają mi
posłuszeństwa, a ja padłem na zimny śnieg, który niczym miliony igiełek
podrażniał moją skórę, przynajmniej takie miałem wrażenie. Wyciągnąłem
się... Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu stał się nie do
wytrzymania. Właśnie w tym momencie ujrzałem przed sobą ciemny tunel z
zimnymi, chropowatymi ścianami. Instynktownie, lecz nieufnie powoli
przeszedłem przez niego. Po chwili wątpliwe podłoże, na którym
znajdowały się moje kopyta, zapadło się, a ja niczym zawodowy nurek,
zanurzyłem się w ciemności.
KONIEC
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!