Razem z ogierem staliśmy na brzegu wody czekając na moją matkę. Po chwili przybiegła do nas i zaczęła się zabawa. Rozchlapywaliśmy wodę we wszystkich kierunkach, byleby zmoczyć swojego przeciwnika. Wchodziliśmy do jeziora coraz głębiej i głębiej. Klacz straciła mnie z oczu, gdyż całe swe skupienie przeniosła na przywódcę. Uradowani brykali w wodzie jak małe źrebięcia. Chcąc uniknąć opryskania wodą mojego pyszczka cofnąłem się kilkanaście kroków. Zatrzymałem się dopiero, gdy musiałem zadzierać łeb aby go nie zamoczyć. Z ciekawości odszedłem jeszcze kilka kroków do tyłu. Skakałem po kamieniach, jednak niefortunnie pośliznąłem się na jednym z nich. Była to spora głębokość, a podwinęło mi się przednie kopyto. Runąłem do wody jak długi, przy czym zraniłem się o coś ostrego na dnie w okolicach nadpęcia. Nie umiałem pływać. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Zszokowany całą sytuacją oraz bólem w prawej nodze chciałem nabrać powietrza, jednak zamiast tlenu łykałem bezbarwną ciecz. Mój układ oddechowy zaczął piec po dostaniu się do niego wody, a z rany zaczęła sączyć się krew. Próbowałem wystawić głowę na powierzchnię, nabrać powietrza i zawołać o pomoc, jednak nie potrafiłem się ruszyć. Starałem się wstrzymać od gwałtownego nabierania powietrza, lecz po dwóch minutach bezradnego machania nogami zaczęło brakować w moim organiźmie tlenu. Po chwili musiałem wziąć oddech. Do moich płuc znów dostała się woda, jednak teraz było jej dużo więcej. Zacząłem się krztusić. Wszystko niemiłosiernie mnie piekło, do tego doszedł kaszel. Widziałem jak blisko jest wyjście na powierzchnię, jednak nie dałem rady wypłynąć. Mroczki zatańczyły mi przed oczami, po czym straciłem przytomność. Ostatnie co czułem, to jak moje ciało bezwładnie opada na dno.
Od początku wiedziałem, że moja ścieżka będzie wiodła mnie poprzez liczne cierpienia. Straciłem rodzinę, miłość, i teraz traciłem także życie. Wolałbym zginąć po pożegnaniu Mint. Chciałem powiedzieć jej, jak wiele dla mnie zrobiła, i jak wielkim uczuciem na tak małe serce ją darzyłem, jednak nie miałem wyboru. Umierałem teraz i natychmiast, bez możliwości wybrania terminu. Nie wiedziałem, co będzie po śmierci, dlatego się też nie bałem. Kochałem życie w słodkim uczuciu nieświadomości, które teraz pokazało, jak bardzo może pomóc.
Nagle zjawiłem się w ciemnym tunelu, na którego końcu było widać białe światło. Popędziłem galopem do przodu, a dzikie serce biło mi mocniej niż kiedykolwiek. Każdy krok bolał mnie jak nigdy dotąd, i wtedy zrozumiałem, iż ból jest mą drogą.
<Mint? To koniec ze strony Wichra, jednak jego ostatnią wolą jest jakieś opowiadanie z pogrzebem czy coś w tym stylu, aby jego śmierć została zauważona przez Mint i Shi>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!