Strony

2.01.2019

Od Mikada „Nurkując... w ciemności”


Powoli spacerując, pogrążony w żałobie, zerknąłem tępym wzrokiem na ogołocone z liści drzewa, pobłyskujący biały puch i nieliczne leniwie poruszające się chmury na niebie. Świat doskonale radził sobie bez tych zmarłych dusz i można śmiało powiedzieć, że szedł do przodu. Ja wciąż myśląc o ukochanej, czułem bolesne ukłucie w sercu, ale nie było już w tym wszystkim tyle rozpaczy i użalania się nad sobą-bardziej pustka, odrobina goryczy i obojętność na otaczające mnie piękno. Sam podczas rozmyślań o starym rozdziale w moim życiu byłem pokonywany ostrym bólem czy to w kończynach, czy w placach i skupiałem się już raczej na udręce w postaci nieprzyjemnego uczucia niżeli jakichś porzuconych myślach. Prawda była taka, że starość doszczętnie zżerała mnie od środka, nie pozostawiając w sercu miejsca na radość i zajmując je całe. Byłem całkowicie gotowy na śmierć i nawet już odrobinę na nią czekałem. Córce powoli nudziły się moje pouczenia i nie była w stanie znieść widoku mnie w takim stanie. Może nie zauważy? Moje ciało po prostu zaginie gdzieś w lesie, a ona spokojnie skupi się na swoich zadurzeniach, ogierach i pięknym darze przyjaźni. Niech bawi się życiem, ma jeszcze sporo czasu. A mi wciąż tak ciężko pojąć tę niesprawiedliwość losu- dlaczego jej teraz zostanie odebrany ostatni rodzic? Eh... Liczę, że sobie poradzi... beze mnie. To był jeden z tych dni, kiedy czułem mocno doskwierające bóle całego ciała. Ostatkami sił pobiegłem cwałem do lasu, czułem jakby właśnie, rozpuszczały mi się kości, a mięśnie paliły niemiłosiernie, nawet kiedy zatrzymałem się pośród tym razem dziwnie nieznajomych drzew. Usłyszałem w moich uszach przenikliwie, nieprzyjemne brzęczenie. Poczułem jak nogi... odmawiają mi posłuszeństwa, a ja padłem na zimny śnieg, który niczym miliony igiełek podrażniał moją skórę, przynajmniej takie miałem wrażenie. Wyciągnąłem się... Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu stał się nie do wytrzymania. Właśnie w tym momencie ujrzałem przed sobą ciemny tunel z zimnymi, chropowatymi ścianami. Instynktownie, lecz nieufnie powoli przeszedłem przez niego. Po chwili wątpliwe podłoże, na którym znajdowały się moje kopyta, zapadło się, a ja niczym zawodowy nurek, zanurzyłem się w ciemności.
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!