- No więc? Odejdziecie, czy mam was najpierw nauczyć, że z naszym klanem się nie zadziera? - usłyszałam słowa ogiera stojącego tuż przede mną
- Nie jesteśmy oddzieleni, tak jak wy. Cały klan to jedność, więc mamy widoczną przewagę. - powiedziałam po chwili głosem w którym nie było czuć nawet grama zwątpienia i zawahania. Wiedzieliśmy, że w razie potrzeby klan jest niedaleko, a czekają tam przyszykowane konie, więc nam nic by się nie stało. Dante spojrzał na mnie nieco zdziwionym wzrokiem, kiedy zrobiłam krok do przodu zrównując się z nim, jednak po chwili także pewnym wzrokiem spojrzał na reny. Te zaczęły się cicho śmiać, jednak po paru minutach jeden z nich popchnął mnie do tyłu przechodząc obok mnie. Uderzyłam głową w drzewo a po chwili zemdlałam...
***
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Pulsowanie w głowie nie pozwalało mi na podniesienie się, więc otworzyłam tylko oczy i nieznacznie rozejrzałam się wokół. Obok siebie widziałam sylwetki trzech koni, w których rozpoznałam matkę, ojca i Dantego.
- Co się stało? - zapytałam po chwili. Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku mnie.
- Uderzyłaś głową w drzewo i ja zawołałem innych. Renifery przyszyły. - powiedział Dante.
- Są tutaj? - spytałam niepewnym głosem
- Już poszli, nie martw się - powiedziała moją rodzicielka. Po jeszcze chwili spróbowałam się podnieść. Po kilku próbach mi się udało. Ignorując ból w głowie podniosłam wzrok na Dantego. Uśmiechnęłam się do niego nieznacznie spoglądając jeszcze w stronę ojca, który patrzył na nas niepewnym wzrokiem.
- Możemy iść się przejść? - zapytałam rodziców. Ci kiwnęli tylko głowami. Spojrzałam na Dantego i postawiłam krok w jego stronę. Ból powoli ustępował.
- Co robimy? - zapytałam Dantego
<Dante? Sorry, że tak późno>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!