Kiedy William poszedł spać, Valentia przybliżyła się do mnie z nieco zatroskanym wyrazem pyska.
-Hm...myślisz, że ludzie za nim nie przyjdą?-spytała.
-Wiesz, nie możemy być tego pewni. Ale nie możemy też po prostu zostawić go na pastwę losu. Ostateczną decyzję podejmie Khonkh-odparłem. Valentia pokiwała głową na znak, że się ze mną zgadza. Po kilku godzinach przybył nasz władca, którego do tej pory nie było. Zapoznał się z Williamem i pozwolił mu zostać z nami kilka dni.
-To świetnie, że możesz z nami zostać-powiedziała moja partnerka, kiedy Khonkh już się oddalił. Wcześniej jednak kazał mi i Valentii zająć się naszym gościem.
-To może opowiesz nam o sobie coś więcej?-spytałem.
-Przecież już wszystko powiedziałem-odparł ogier. Zrozumiałem, że nie zamierza on bardziej rozwijać swojej historii.
-Może chciałbyś poznać pobliskie tereny?-spytała Valentia.
-Niekoniecznie, wolałbym jeszcze trochę odpocząć-odparł William. Pozwoliliśmy mu więc odejść, a sami wybraliśmy się na spacer z naszymi córkami. Zarówno Khairtai jak i Vayola były coraz starsze i bardziej samodzielne. Kiedy na nie patrzyłem, rozpierała mnie duma, że udało nam się je wychować na tak wspaniałe klaczki. Podczas spaceru podziwialiśmy okolicę, a także rozmawialiśmy. Kiedy nasze dzieci nieco się od nas oddaliły, po jakimś czasie rozmowa samoistnie zeszła na temat Williamia.
-Cieszę się, że mogliśmy mu pomóc, ale jednocześnie liczę na to, że nie zaszkodzi nam to w żaden sposób-powiedziała Valentia.
-Trzeba być dobrej myśli. Poza tym to nie pierwszy koń w naszym klanie, który uciekł z ludzkiej hodowli-odparłem, po czym uśmiechnąłem się ciepło do mojej partnerki. Klacz odwzajemniła uśmiech. Po kolejnej godzinie wróciliśmy do klanu. Nasze dzieci poszły bawić się z innymi źrebiętami. Do nas zaś po jakimś czasie dołączył William, z którym rozpoczęliśmy krótką rozmowę. Po jakimś czasie została ona jednak brutalnie przerwana. Pojawił się Khonkh, a u jego boku szedł Dorian.
-Nasz zwiadowca wytropił przebywających w pobliżu ludzi, dlatego czym prędzej musimy zmienić miejsce postoju. Nie ma się jednak czym martwić, gdyż dwunogi nie wyglądały, jakby chciały czegś właśnie od nas. Mimo to należy zachować szczególną ostrożność-powiedział Khonkh.
<Valentia?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!