-Khonkh, moglibyśmy zająć ci chwilkę?-zapytałem, kiedy już go odnaleźliśmy.
-Oczywiście, o co chodzi?-zapytał władca.
-Otóż ja i Valentia zostaliśmy parą. I chcielibyśmy się zapytać, czy nie masz nic przeciwko-powiedziałem.
-Jasne, że nie! Ponadto wypadałoby urządzić w związku z tym odpowiednią uroczystość-odparł Khonkh.
-Ależ nie trzeba. My jesteśmy szczęśliwi i bez tego, a poza tym mamy teraz wojnę-powiedziała Valentia.
-Tak, ale już niedługo się ona skończy. Możemy pozwolić sobie na dzień odpoczynku od niej, by uczcić wasze szczęście. Jeśli nie macie nic przeciwko, urządzimy waszą uroczystość dziś wieczorem-powiedział władca. Po krótkim namyśle razem z Valentią daliśmy się przekonać.
~Kilka godzin później~
Khonkh szybko poinformował wszystkich o uroczystości, o której jeszcze kilka godzin temu nikt nic nie wiedział. Kiedy zjawiliśmy się na miejscu, wiele koni zaczęło do nas podchodzić i nam gratulować. Nie podobało się to Vayoli, która nam oczywiście towarzyszyła. Nie przepadała za innymi końmi ze stada. Nie wiem jak Valentia to zrobiła, ale akurat ją klaczka od razu ją polubiła. Widocznie, jak to się mówi, miała kopyto do dzieci. Tym bardziej upewniłem się, że będzie wspaniałą matką i dla Vayoli i dla naszego jeszcze nienarodzonego dziecka. Następnie przemówił Khonkh.
-Zebraliśmy się dziś tu, by choć na chwilę zapomnieć o otaczającej nas, ponurej, wojennej rzeczywistości i cieszyć się szczęściem Kirka i Valentii. Jak wiecie, zostali oni niedawno parą. Miłość to skomplikowane uczucie, którego nikt nie jest w stanie do końca pojąć, ale którego każdy chciałby zaznać. Dzięki niej świat staje się lepszym miejscem. Szczęśliwszym i piękniejszym. Życie staje się pełniejsze i nabiera większego smaku. Dlatego powinniśmy szczerze pogratulować Valentii i Kirkowi, że udało im się odnaleźć ich wspólną drogę życia. Miejmy nadzieję, że ich związek będzie niczym źdźbło trawy, które, choć łatwo się ugina, nigdy się nie złamie. Valentio i Kirku, chciałbym życzyć wam wiele szczęścia na waszej nowej, wspólnej drodze życia-pod koniec swojej przemowy władca zwrócił się bezpośrednio do nas. Następnie zaczęła się właściwa część "zabawy". Ktoś zanucił słowa starej piosenki, a po chwili przyłączyła się reszta.
Miłosna niesie się pieśń,
Miłość rozbrzmiewa w nas,
Miłości nadszedł czas,
Miłosna niesie się pieśń!
Choć były to tylko cztery wersy prostej piosenki, słowa niemal same wydobywały się z mojego gardła. Czułem, jak od środka rozpiera mnie szczera i niezmierzona radość.
<Valentia?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!