Gdy wróciłam z szpiegostwa, zauważyłam Marabell, okrytą złością. Chciałam do niej podejść, ale ona dalej swoje.
- Co tu robisz S*ko!?- rozwcieczona nadal klacz powiedziała do mnie.
- Czego odrazu wyobrażasz sobie, że jestem S**ą?- spytałam delikatnie klaczy. Jednak dalej rozwścieczona Marabell obraziwszy się na cały świat, przewróciła się. Cicho się zaśmiałam, ale klacz pobiegła dalej, robiąc jakieś wygibasy. Od tego dnia tylko wpadała w zdania, była złośliwa a na urodziny Hiney'a tylko zaczęła z nim awanturować. W końcu przestała, ale dalej była na mnie zła.
- Nareszcie- powiedział Khonkh. Ja jednak nie byłam taka szczęśliwa. Dalej Marabell była na mnie zła, ale też zaczęłam z nią mówić, ale dalej nic.
- Hej, przepraszam Marabell- mówiłam, a ona nic nie mówiła. Któregoś dnia w końcu powiedziała ale mało co.
- Ech- mówiła. Czego taka była, nie wiem. Ale co tam się przejmować. Są urodziny Hiney'a, a ja mu nie dałam prezentu. Szybko lecz wpadłam na pomysł, co mu dać. Dałam mu to, a potem było przyjęcie, ale czegoś tam brakowało. *Marabell!* pomyślałam. Jednak i tak potem przyszła, ale Hiney'owi się to nie spodobało. Wygonił ją, a ona ani rusz. Po prostu nie pozwalała za wygraną.
- No idź stąd, Marabell!- powiedziałam, lecz potem bardzo tego żałowałam. Nie było miło.
<Marabell? Marciu...>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!