Nick natychmiast podbiegł do Yatgaar. Myślałem, że przyprowadzi ją, aby opatrzyć rany. Jednak po chwili sam zawrócił, a kiedy oddalił się od klaczy, ta zawróciła i odbiegła w stronę, z której przyszła.
-Yatgaar!-zawołałem za nią, usiłując ponownie wstać. Nie było jednak szans, aby mnie usłyszała. Nick, widząc moją reakcję, odwrócił się by móc zauważyć oddalającą się sylwetkę klaczy.
-Co jej się stało? Ona powinna zostać jak najszybciej opatrzona!-zawołał, ale nie pobiegł za nią. Za pewne uznał, że i tak jej już nie dogoni. W tym czasie jakimś cudem udało mi się wstać.
-A ty co robisz?-zdziwił się, kiedy odwrócił się w moją stronę.
-Wstaję i idę jej szukać-odparłem zgodnie z prawdą.
-W takim stanie? Nie przejdziesz nawet pięciu kroków. Poza tym nie zdołasz jej dogonić.
-A założymy się? Nie może przecież biec wiecznie. Nie dam rady przejść nawet pięciu kroków, tak? To patrz-powiedziałem, po czym z wielkim bólem zacząłem małymi krokami się przemieszczać.
-Dobra, udowodniłeś już, że dasz radę. A teraz daj spokój, wyślemy kogoś po nią-odparł kuc.
-Ty tutaj jesteś władcą, czy ja?!-powiedziałem zdenerwowany. Rozumiałem motywy medyka, ale jego upór zaczynał mnie już denerwować.-Nie rozumiesz, że to JA muszę ją znaleźć i z nią porozmawiać?!-dodałem po chwili głosem nieznoszącym sprzeciwu. Sam zdziwiłem się, ile we mnie zostało jeszcze siły. Jednak jeśli chciałem rzeczywiście odnaleźć Yatgaar, będę musiał przezwyciężyć samego siebie, żeby faktycznie przejść nawet te "pięć kroków". Kuc na szczęście nic już nie odpowiedział i zszedł mi z drogi.
-Dalej szukajcie członków, których brakuje. I uważajcie na nich. Macie ich traktować jak podejrzanych-powiedziałem, oddalając się powoli.
-Jakich podejrzanych?-zdziwił się Nick.
-Tego nie musisz na razie wiedzieć ani ty, ani nikt inny. Po prostu miejcie się na baczności, trzymajcie się w grupach i ich szukajcie-odparłem. Medyk, widząc, że nic mu więcej nie powiem, zrezygnował z zadawania dalszych pytań. Ja zaś ruszyłem, by odnaleźć Yatgaar. Myśl, jak małe mam na to szanse, nawet do mnie nie docierała. Skupiłem się tylko na swoim celu, by nie myśleć o bólu. Wędrówka zdawała się trwać wieczność, choć doskonale wiedziałem, że nie przeszedłem nawet kilku metrów. Jednak z czasem nieco przyzwyczaiłem się do bólu. Kiedy dotarłem do miejsce, gdzie wcześniej była Yatgaar, mogłem już iść po śladach jej krwi i kopyt. Czemu nie chciała pomocy, skoro jest ranna?-myślałem. Droga zdawała się nie mieć końca. Ślady ciągnęły się przez coraz gęstsze zarosła. W końcu usłyszałem dochodzący z oddali, urywany oddech, a po chwili dostrzegłem między drzewami końską sylwetkę. Kiedy pojawiłem się przed Yatgaar, ta, samemu ledwo trzymając się na nogach, stała gotowa do ataku. W pysku miała zakrwawioną włócznię. Mimo to ucieszyłem się na jej widok.
-Yatgaar!-zawołałem z mieszanką radości i ulgi w głosie. Jednocześnie zaczęły dochodzić do głosu inne emocje, o których zapomniałem, kiedy martwiłem się o klacz. Bardzo chciałem, żeby pozwoliła sobie pomóc, a potem, jak już nabierze sił, wyjaśniła mi co się tutaj właściwie dzieje, bo czułem, że ona coś wie. Jednocześnie inna część mnie mówiła mi, że czas najwyższy powiedzieć Yatgaar, że się o nią zamartwiałem, jak bardzo i dlaczego. Innymi słowy, chciałem już powiedzieć jej, co do niej czuję. Bowiem dopiero teraz nabrałem pewności co do tego uczucia. Miłość. -Miałaś rację, a ja cię nie posłuchałem...Chcę...-zacząłem, chcąc jej to wszystko powiedzieć. Jednak ze względu na swój stan nie mogłem zrobić tego tak szybko, jak chciałem.
-Zabij mnie-przerwała mi klacz. Przez dość długi czas znaczenie tych słów do mnie nie docierało, stopniowo jednak zacząłem zdawać sobie sprawę z ich wagi.
-Co? Yatgaar, nie wygłupiaj się. Oboje jesteśmy zmęczeni...-zacząłem, chcąc wyjaśnić sytuację.
-Zabij mnie!-krzyknęła w odpowiedz klacz. W jej głosie słychać było mnóstwo pewności i determinacji. Uznałem, że w takiej sytuacji od razu powiem jej, co do niej czuję. Nie wierzyłem bowiem, że Yatgaar nie odwzajemnia moich uczuć. Więź, która się między nami wytworzyła, była zbyt wyjątkowa i unikalna. Zacząłem się do niej zbliżać.
-Yatgaar, ja c...-nie zdążyłem jednak dokończyć, gdyż przerwały mi głosy ze strony stada. Klacz także je usłyszała. Kopnęła w moją stronę swoją włócznię i ustawiła się tak, żebym mógł szybko i łatwo ją...zaatakować. Ja jednak podszedłem do niej i spróbowałem ją objąć. Klacz wyrwała się mi, pochwyciła swą bronią i puściła się galopem, jakby wcale nie miała żadnych poważnych ran. Niewiele myśląc, zacząłem biec, a raczej próbować biec za nią. W praktyce wyglądało to jednak tak, że po prostu szedłem nieco szybciej niż poprzednio. Logiczne więc było, że po chwili dogonili mnie członkowie stada. Byli to Marabell i Mikado.
-Co ci się stało? Co miało miejsce na tym spotkaniu? Gdzie Yatgaar? Ale przede wszystkim, jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?-klacz od razu zasypała mnie gradem pytań.
-Nie mam teraz na to czasu. Wracajcie do stada-odparłem.
-Kiedy nam kazano cię odnaleźć, sprawdzić jak się masz, przyprowadzić do stada i przekazać, że udało nam się odnaleźć Grey-powiedział Mikado.
-Schwytaliście Grey?-zapytałem.
-Odnaleźliśmy-poprawił mnie Mikado.
- Mniejsza o to. Coś mówiła?
-Powiedziała tylko, że widziała, iż sam zaatakowałeś posłańców, a Aron stanął w ich obronie-odparła Marabell.
-Ona niby to widziała? Jakim cudem, skoro było zupełnie na odwrót! Poza tym nie mogło jej tam być pod żadnym pozorem, więc niby jak miała to widzieć?!-zdenerwowałem się. Po raz kolejny z powodu Grey byłem stawiany w jak najgorszym świetle.
-Wielu członkom również wydało się to podejrzane, a kiedy zaczęli ją dokładniej wypytywać, poczęła się jąkać, gubić we własnych słowach, aż w końcu na dobre zamilkła-odparła Marabell.
-Dobrze, słuchajcie więc teraz uważnie. Wróćcie do stada i każcie dokładnie pilnować Grey. Poza tym szukajcie dalej innych członków-powiedziałem.
-A co z tobą?-zapytał Mikado.
-O mnie się nie martwcie. Idę dalej szukać Yatgaar-odparłem.
-Nie możesz...-zaczęła Marabell.
-Jestem władcą. Wszystko mogę-choć bardzo nie chciałem, musiałem ponownie użyć swej pozycji i władczego tonu. Oboje zrozumieli, że zdania nie zmienię. Pożegnali się i zawrócili w stronę, z której nadal dobiegały głosy stada.
-Niech nikt już tu nie przychodzi więcej-rzuciłem do nich na odchodne. Sam zaś pędem, a raczej szybkim chodem puściłem się w pościg za Yatgaar. Na szczęście ponownie mogłem iść po jej śladach. Czemu ona się tak zachowuje? O co chodzi? Co się tutaj dzieje? Co się jej stało?-w mojej głowie pojawiało się coraz więcej niepewności, jednak nadal przebijała się przez nie jedna myśl. Kocham Yatgaar i muszę ją odnaleźć. Zrozumieć, co się z nią dzieje. Nacieszyć jej obecnością, a potem dopiero spróbować się dowiedzieć czegoś od niej o tej sytuacji-myślałem. Strasznie się o nią bałem. Obawiałem się, że w takim stanie sama sobie coś jeszcze zrobi. Poza tym nie była teraz raczej w pełni sił, a wilków, które zwietrzą krew, nie trzeba specjalnie zapraszać. Ani żadnych innych drapieżników. Kiedy zdałem sobie sprawę z wszystkich możliwości, od razu przyspieszyłem. W końcu udało mi się ją jakimś cudem ponownie odnaleźć.
-Co ty robisz?!-spytałem, widząc Yatgaar gotową przebić się własną włócznią.
-Nienawidziłam cię. Wszystko szło jak po maśle, a potem...-klacz przerwała. Nienawidziła mnie? Szło jak po maśle? Potem...?-zastanawiałem się, co mają znaczyć jej słowa.
-Co to ma znaczyć? Czemu mnie nienawidziłaś? Kiedy? I co szło jak po maśle? Co potem? Yatgaar, co się tutaj dzieje?-zasypałem ją pytaniami, podczas gdy klacz nawet na mnie nie patrzyła. Między nami zapadła pełna napięcia cisza.
-Nie zrozumiesz tego. Poza tym po co mam ci mówić, skoro nic nie da się już odkręcić. Stało się i najlepiej będzie, jeśli mnie zabijesz-powiedziała klacz, podnosząc na mnie swój pełen determinacji wzrok. Do kompletu miała jeszcze zaciśnięte wargi, postawione uszy. Stała sztywno, ale widziałem, że ledwo trzyma się na nogach. Nie zdawałem sobie tylko sprawy, czy to z powodu utraty krwi, czy też wagi całej tej sytuacji.
-Yatgaar, jeśli masz mówić takie rzeczy, zamilcz. Wróć ze mną do stada i pozwól chociaż sobie pomóc. Błagam-odparłem. Klacz ponownie długo się nie odzywała, a ja wykorzystałem ten czas, by podejść do niej. Wziąłem jej włócznie i odrzuciłam jak najdalej, po czym poprawiłem jej grzywkę. W końcu Yatgaar podniosła na mnie swój wzrok.
-Czemu ty zawsze musisz wszystko utrudniać? Miałam idealny, łatwy plan. A ty go zniszczyłeś, sprawiając, że....-klacz przerwała na chwilę.- A teraz, kiedy chcę wszystko zakończyć jak najlepiej dla ciebie i dla mnie, znowu wszystko komplikujesz-dodała po chwili.
-O jakim planie ty mówisz?-zdziwiłem się.
-Nieważne. To wszystko nieważne. Zabij mnie, to będzie najprostsze rozwiązanie!-zawołała Yatgaar, oddalając się powoli do tyłu.
-O nie, tym razem nigdzie stąd nie idziesz-odparłem, podchodząc ponownie do klaczy.
-Ty nic nie rozumiesz-odparła klacz.
-To mi wytłumacz.
-Nie mogę-powiedziała łamiącym się głosem Yatgaar.
-Dlaczego?-spytałem spokojnie.
-Bo tego nie zrozumiesz! Dlaczego nie chcesz mnie zabić?! Albo po prostu zostawić w spokoju?! Jeśli nie chcesz, sama to zrobię lub po prostu odejdę i już nigdy nie wrócę ani nie pozwolę się odnaleźć!-zawołała klacz, ponownie się cofając.
-Yatgaar, nie mogę cię zabić. A jeśli odejdziesz, moje życie straci całkowicie swój sens. Bo ja cię...-zacząłem, podchodząc do klaczy. Yatgaar patrzyła na mnie niepewnie, ale i z nutką ciekawości. Początkowego zdecydowania i pewności było w niej coraz mniej.
<Yatgaar? Ciekawe co ty tam wymyślisz XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!